"Pilot Tu‑154 miał wszystkie wymagane uprawnienia"
Pilot prezydenckiego samolotu Tu-154 miał wymagane uprawnienia do lotu maszyną w dniu katastrofy - zapewnia rzecznik Sił Powietrznych, podpułkownik Robert Kupracz. Jest to odpowiedź na doniesienia "Rzeczpospolitej", która sugerowała, że major Arkadiusz Protasiuk nie miał uprawnień do lądowania we mgle 10 kwietnia.
10.05.2010 | aktual.: 10.05.2010 15:20
- W dniu katastrofy informacje o pogodzie były takie, że major Protasiuk mógł pilotować samolot jako jego dowódca - powiedział Robert Kupracz. Jak mówił, informacje dziennika to spekulacje. Musimy poczekać na wyniki prac komisji, która dokładnie ustali przyczyny i okoliczności tragedii.
Rzecznik Sił Powietrznych przypomniał, że 10 kwietnia o godzinie 8.25 strona polska dostała tak zwaną "depeszę synoptyczną" ze stacji meteorologicznej oddalonej od lotniska o około 10 kilometrów. - Depesza zawierała informację, że warunki pogodowe się zmieniły, niebo jest zamglone, a widoczność wynosi 500 metrów - tłumaczył podpułkownik Kupracz. Dodał, że istotne jest, że była to depesza ze stacji meteorologicznej, nie lotniskowego biura meteorologicznego. Jak dodał, kontroler lotu powinien w momencie, gdy załoga nawiązała z nim łączność, przekazać jej aktualne warunki meteorologiczne panujące na miejscu. Podpułkownik Kupracz nie chciał spekulować, czy to rosyjski kontroler źle lub niedokładnie przekazał komunikat pogodowy naszemu pilotowi, czy może to pilot coś źle zrozumiał.
Rzecznik Sił Powietrznych nie zgodził się też z tezą, że jeśli pilot wylądowałby przy widoczności 500 metrów, to groziłyby mu zarzuty prokuratorskie. Kupracz tłumaczył, że jeśli pilot wykonuje czynności niezgodne z regulaminem lotu, taka sytuacja jest rozpatrywana, są wtedy wyciągane wnioski profilaktyczne, jak dodatkowe zajęcia, lot kontrolny. Dzieje się tak jednak dopiero wtedy, gdy komisja stwierdzi naruszenie przepisów. Rzecznik Sił Powietrznych dodał, że nie zna przypadku, by pilot świadomie przekroczył swoje uprawnienia.
Podpułkownik Robert Kupracz wyjaśnił też, że przed zatwierdzeniem załogi do danego lotu, sprawdza się trzy zasadnicze czynniki - tak zwane minimum dla samolotu, które określa w jakich warunkach i w jakiej konfiguracji sprzętowej na lotnisku można wykonać manewr lądowania. Kolejne to minimum pilota oraz minimum lotniska. W przypadku lotniska pod Smoleńskiem mógł on przyjmować samolot Tu-154M - zaznaczył rzecznik, a major Protasiuk miał uprawnienia wykonywania lotów na tym samolocie. - Jego minimum pokrywało się z ograniczeniami maszyny - zaznaczył.
Rzecznik Sił Powietrznych dodał też, że w dniu katastrofy dowódca samolotu jak zwykle zapoznał się z pogodą, w trakcie lotu też miał możliwość zapytać kontrolera przestrzeni powietrznej o warunki atmosferyczne. - Kiedy już nawiązuje się kontakt z kontrolerem, ten ma obowiązek przekazać aktualną pogodę na danym lotnisku i to ona jest miarodajna - podkreślił podpułkownik Robert Kupracz.