Piłka skopana
Jeśli uzdrawianie polskiego futbolu ma mieć jakiekolwiek szanse i sens, powinno się zacząć od rozwiązania Polskiego Związku Piłki Nożnej. Bo to przede wszystkim piłkarska centrala jest rozsadnikiem zła. Niedawne aresztowanie znanego sędziego piłkarskiego i kwalifikatora (oceniającego pracę sędziów) to dopiero pierwsza próba likwidacji patologii trwającej od kilkudziesięciu lat. Korupcja w polskim futbolu jest normą co najmniej od 40 lat - pisze Grzegorz Pawelczyk i Rafał Pleśniak w tygodniku "Wprost".
Jeśli ktoś ma wątpliwości, jak wyglądał polski futbol w przeszłości, wystarczy przypomnieć, co się działo 20 czerwca 1993 r. Przed ostatnią kolejką pierwszej ligi w sezonie 1992/1993 Legia Warszawa i ŁKS Łódź miały tyle samo punktów. O tym, kto zostanie mistrzem Polski, miała zadecydować korzystniejsza różnica bramek w całym sezonie. O tej samej godzinie Legia grała w Krakowie z walczącą o pietruszkę Wisłą, a ŁKS na swoim boisku podejmował nie mającą już szans na utrzymanie się w lidze Olimpię Poznań. To, co się wtedy działo na obu stadionach, było farsą: ŁKS i Legia wręcz prześcigały się w strzelaniu goli (Legia wygrała 6:0, a ŁKS 7:1). Najciekawsze jest to, że mecz w Krakowie sędziował wtedy Marian D. (aresztowany niedawno kwalifikator), a w Łodzi - Michał Listkiewicz, obecny prezes PZPN.
"Mecz mógł się podobać, bramki padły ładne, z takich sytuacji, że trudno nie strzelić. (...) Na boisku walczono zdecydowanie i powodów do przerwania spotkania nie widziałem" - skomentował mecz Wisła - Legia sędzia D. "Po meczu nikt nie miał pretensji. Obserwator PZPN dał mi wysoką notę" - tłumaczył Listkiewicz.
Listkiewicz i D. przez lata stanowili zgrany tandem. Wspólnie sędziowali m.in. mecze w europejskich pucharach (Listkiewicz jako główny, D. jako liniowy). Dziś Listkiewicz jest szefem piłkarskiej centrali, a D. - szefem śląskiego kolegium sędziowskiego i kwalifikatorem.
W ubiegłym tygodniu kwalifikator D. i sędzia Antoni F. wpadli w pułapkę policji: za 100 tys. zł łapówki mieli wpłynąć na wyniki dwóch pierwszoligowych meczów. "To szok! Szkoda, że nikt nie poznał się na jego charakterze. Wśród 10 tys. arbitrów znalazła się czarna owca" - stwierdził po tym aresztowaniu Listkiewicz. Niestety, tak dobrze nie jest. Ustaliliśmy, że sędzia F. przez lata pomagał wygrywać klubom piłkarskim ze Śląska. I nie był on wcale wyjątkiem wśród sędziów. Jeśli Listkiewicz o tym nie wiedział, nie nadaje się na żadne stanowisko w PZPN.
Korupcyjny sojusz śląsko-podkarpacki
Pod koniec lat 90. polską piłką niepodzielnie rządził Marian Dziurowicz, prezes PZPN i klubu GKS Katowice. Wielokrotnie oskarżano go o ręczne sterowanie polską piłką i szczególną troskę o los śląskich klubów. W 1999 r. Dziurowicza zmienił w PZPN Listkiewicz. Ale górniczym klubom wcale nie przestało się dobrze powodzić. Choćby dlatego, że do zarządu kolegium sędziów PZPN wszedł D., były śląski arbiter, który z powodu przekroczenia 45. roku życia nie mógł już sędziować. Choć do prowadzenia meczów z udziałem drużyn ze Śląska według przepisów nie wolno wyznaczać śląskich arbitrów, znaleziono sposób na obejście tej regulacji. Tym sposobem był F., sędzia ze Stalowej Woli.
Kilka dni temu "Gazeta Wyborcza" opisała historię, którą prokuratorom opowiedział "ktoś wysoko postawiony w polskiej piłce". Chodziło o korupcyjne załatwienie awansu drużyn do pierwszej ligi kilka lat temu. "GW" używała eufemizmów "Klub z Dużego Miasta" czy "Wielki Prezes". Ich rozszyfrowanie jest proste. Opis pasuje do tego, co się działo w sezonie 1999/2000. Po jesiennej rundzie dwa pierwsze miejsca w drugiej lidze, gwarantujące awans do ekstraklasy, zajmowały GKS Bełchatów i Górnik Łęczna.
Przed rozpoczęciem rundy wiosennej miało dojść do spotkania w Wiedniu, podczas którego trzy osoby z PZPN zobowiązały się załatwić awans do pierwszej ligi zajmującemu czwarte miejsce Śląskowi Wrocław. W układ miał wejść także GKS Katowice.
W czerwcu 2000 r. w PZPN sędzia piłkarski Andrzej Czyżniewski wyjaśniał, że przed meczem Hetman Zamość - GKS Katowice działacze z Katowic oferowali mu 30 tys. zł za sędziowanie korzystne dla ich drużyny. Propozycję złożyli także działacze Górnika Łęczna. Mieli zabiegać u Czyżniewskiego, by ukarał najlepszych zawodników z Katowic żółtymi i czerwonymi kartkami, co uniemożliwiłoby im występ przeciwko zespołowi z Łęcznej. Ostatecznie drugoligowe rozgrywki zakończyły się tak, jak zaplanowano: pierwszy był Śląsk Wrocław, drugi - GKS. Co ciekawe, mecz, który przesądził o awansie Katowic (w przedostatniej kolejce z KSZO w Ostrowcu), sędziował F. Po tym meczu awansował na arbitra w pierwszej lidze - pisze Grzegorz Pawelczyk i Rafał Pleśniak w tygodniku "Wprost".