Pięty
Przed drugą wojną światową niemal w każdym mieście można było spotkać osoby wierzące, które przed podjęciem decyzji biegły do proboszcza. Cóż, nikomu się nie śniło o Soborze Watykańskim II, a ksiądz dobrodziej to była podówczas figura znaczna, znająca sekretne formułki łacińskie, a przez to uczona wielce. Dlatego też o takich trusiach mówiło się z nutką sympatii ”księża pięta”.
05.01.2004 20:20
Minęły lata. Czasy się zmieniły, księża też. Tylko „pięt” jakby nie ubyło... W łódzkiej parafii, podczas wichury na parafialnym cmentarzu drzewo przygniotło dziewczynę. Paraliż. Tragedia. Światełko nadziei pozostawia rehabilitacja, za granicą, kosztowna. Zrozpaczona matka domaga się w sądzie odszkodowania, a nazywając rzecz po imieniu - pieniędzy. Wysoki Sąd zasądza rentę oraz kilkaset tysięcy odszkodowania na rzecz pokrzywdzonej.
W tym miejscu opowieść powinna się skończyć. Kuria płaci odszkodowanie, dziewczyna wyjeżdża na leczenie. Nic z tych rzeczy! Pasterze respektować orzeczenia nie mają zamiaru. Nie zmieniają zdania mimo, iż dalsza zwłoka grozi licytacją cmentarza. Natomiast uaktywniają się okoliczni mieszkańcy i siłą przepędzają komornika. Jak mawiał Kargul „sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. I basta.
Mną najbardziej wstrząsnęły pełne miłosierdzia wypowiedzi „dobrych chrześcijan”: „Po co ona się na cmentarz pchała?” Inni parafianie otwarcie życzą dziewczynie kary bożej, bo niby chciwa jest, że się grosza domaga. Ciekawe, czy ci sami ludzie daliby sobie połamać kręgosłup za taką sumę? I czy gdyby ich dziecku groził wózek, też by się nie procesowali?
Być może jestem złym chrześcijaninem, wszelako uważam, że parafia powinna być zlicytowana, jeśli kuria podchodzi do sprawy lekceważąco. Dura lex sed lex. Obawiam się tylko, że takie „księże pięty” w postaci opisanych parafian, łacno mogą stać się naszą „piętą achillesową” w zjednoczonej Europie.