Pierwszy w Polsce proces po zakażeniu AH1N1
Mieszkanka Jaworzna domaga się od dwóch przychodni i szpitala miejskiego 1,4 mln złotych odszkodowania oraz renty dla siebie i dla sześcioletniego synka. To dlatego, że jej mąż zmarł na wirus świńskiej grypy, bo był, jak twierdzi kobieta, niewłaściwie leczony - pisze "Polska Dziennik Zachodni".
28.05.2010 | aktual.: 31.05.2010 09:42
- W środku pandemii świńskiej grypy odsyłano nas od lekarza do lekarza, nie wnikając w pogarszający się stan zdrowia męża i wciąż przepisywano mu nowe leki, zamiast zrobić badania - mówi wdowa.
32-latek z objawami silnego przeziębienia pierwszy raz zgłosił się do lekarza 11 grudnia 2009 roku. W szpitalu znalazł się trzy dni później. Stwierdzono u niego masywne zapalenie płuc. 22 grudnia 2009 r. mężczyzna zmarł. Do Sądu Okręgowego w Katowicach wpłynął właśnie pozew w tej sprawie. Pierwsza rozprawa ma być we wrześniu. W początkowym etapie zostanie przesłuchana wdowa oraz sześcioro świadków. Decydujący dla sprawy będzie tzw. dowód z opinii medycznej, który wykaże, czy opiekujący się pacjentem lekarze rzeczywiście popełnili błędy.
Z informacji do których dotarł "Polska Dziennik Zachodni", że mężczyzna zachorował nagle, zaś wcześniej nie cierpiał na żadną inną chorobę. Grypa AH1N1 miała u niego bardzo dramatyczny przebieg. Nie zlekceważył jednak żadnych objawów, był wiele razy u lekarzy, w tym w szpitalnej izbie przyjęć, a ostatecznie - gdy stan zdrowia bardzo się pogorszył - lekarze zdecydowali o pozostawieniu go w szpitalu, gdzie został m.in. wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.
Mieszkaniec Jaworzna to jedna z 24 ofiar świńskiej grypy w województwie śląskim. Czy jaworznianin zmarł dlatego, że lekarzy zgubiła rutyna? Sąd rozstrzygnie, czy zaniedbania lekarzy doprowadziły do jego śmierci.
- Nawet nie zdążyliśmy się pożegnać, bo już nie wybudził się ze śpiączki farmakologicznej - mówi kobieta. Była świadkiem i uczestnikiem dramatycznych wydarzeń, które zakończyły się rodzinną tragedią. - Mąż zawsze o siebie dbał, był wysportowany i nigdy nie chorował. Dlatego tak zaniepokoiliśmy się, że przeziębienie, jakiego nabawił się w grudniu 2009 roku, nie mija - wyjaśnia wdowa.
Mężczyzna leczył się lekami przeciwgorączkowymi, przepisanymi przez lekarza rodzinnego i antybiotykami. W sumie dostał je dwa, ale wcale mu nie pomogły. - W końcu był tak słaby, że nie mógł przejść z pokoju do pokoju - wyjaśnia kobieta.
Zanim mężczyzna trafił do szpitala, badało go troje lekarzy. - Dopiero podczas wypisywania skierowania do szpitala jedna z lekarek zasugerowała, że może to być zapalenie mięśnia sercowego lub zapalenie płuc. Ale dopiero po przyjęciu do szpitala wykonano mężowi rentgena - wspomina kobieta. Jej zdaniem to niedopuszczalne, by w samym środku pandemii grypowej tak zlekceważyć stan pacjenta. - Mam o to ogromny żal - mówi i dodaje: - Właściwie śmierć męża zaskoczyła lekarzy. Z ich słów wynika, że się tego nie spodziewali, choć wyjaśniali, że stan jest poważny.
Adam Sandauer, przewodniczący stowarzyszenia Primum Non Nocere, które wspiera ofiary błędów lekarskich w walce o odszkodowania twierdzi, że rutyna często gubi lekarzy i tak mogło być w tym przypadku. - Jeśli stwierdzono zapalenie płuc, to było to już powikłanie grypowe - ocenia Sandauer.
Jego zdaniem prawa pacjentów do właściwego i bezpiecznego leczenia nie są w Polsce przestrzegane, a prawo wcale nie ułatwia ofiarom błędów dochodzenie do prawdy. - W końcu przed sądem posługujemy się dokumentacją sporządzoną przez de facto podejrzanych - ocenia Sandauer.
Sandauer uważa, że do mediów przedostają się tylko sensacyjne informacje o gigantycznych kwotach odszkodowań, a w rzeczywistości wygrywa znikomy procent pacjentów.
- Oni zostają ze swoimi chorobami lub tragediami i koniecznością poniesienia kosztów sądowych - mówi Adam Sandauer. Sprawa śmierci młodego mężczyzny z Jaworzna zostanie drobiazgowo zbadana przez sąd. Na tym etapie nie można stwierdzić zaniedbań lekarskich, ale postępowanie lekarzy wobec pacjenta będzie szczegółowo sprawdzane: dzień po dniu. Sprawę bada też prokuratura, która zaangażowała biegłych.
- Od kwietnia do końca grudnia 2009 roku w regionie nadzorem epidemiologicznym objęto 1832 osoby, z których 466 było hospitalizowanych, a 1366 objętych nadzorem w warunkach domowych. Większość śmiertelnych ofiar była obciążona chorobami przewlekłymi - informuje Beata Kempa, rzeczniczka prasowa Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Katowicach.
Dramat rodziny z Jaworzna to pierwszy przypadek, gdy na wokandzie sądowej rozstrzygana będzie odpowiedzialność lekarzy, dotycząca zachowania odpowiednich standardów i procedur w sytuacji zakażenia wirusem AH1N1. Warto dodać, że odszkodowania za zakażenie się wirusem grypy AH1N1 domagał się swojego czasu były, tragicznie zmarły rzecznik praw obywatelskich, Janusz Kochanowski, ale działanie to traktowano jako element politycznej walki z minister zdrowia Ewą Kopacz, która zrezygnowała z zakupu niesprawdzonej szczepionki przeciwko świńskiej grypie.
Czytaj więcej: Powodzian zalewa biurokracja