Trwa ładowanie...
11-08-2006 07:05

Pierwszy furman z Kościerzyc


Kiedy pojawiał się na ekranie telewizora, w Kościerzycach niejednemu zakręciła się łza w oku. – Przecież to nasz Staszek!

Pierwszy furman z Kościerzyc
d40dpnj
d40dpnj

Zmarły niedawno Stanisław Jopek, solista zespołu Mazowsze i ojciec piosenkarki Anny Marii Jopek, dorastał w Kościerzycach. Do małej miejscowości pod Brzegiem Jopkowie trafili w 1945 roku ze Lwowa. – Moja matka i ojciec Staszka wychowali się w jednej wsi Powitno, chodzili do jednej klasy. I potem często przyjeżdżając na targ do Lwowa, odwiedzaliśmy Jopków w ich mieszkaniu na Gródeckiej – wspomina Józef Szargut, który przeszedł tę samą drogę – ze Lwowa do Kościerzyc. – Nie pamiętam, czy było tam jakieś pianino, ale chłopiec od małego śpiewał.

Jopkowie z dwójką synów: Staszkiem i Władkiem oraz córką Leśką zamieszkali w domu przy drodze w kierunku Stobrawy. Matka otworzyła sklep, ojciec zajął się gospodarką, a synowie pomagali na roli. – Mieli krowy, świnie, ojciec Staszka trzymał też konie i chłopak po latach dobrze wiedział, o czym śpiewa w „Furmanie” – śmieje się pan Józef.

Rok po przyjeździe zdarzyła się tragedia: dziewięcioletni Władek, który pojechał na kolonie, prawdopodobnie w okolice Lewina, utopił się w rzece lub stawie. – Poznałam ich dopiero kilka lat później, ale w domu wciąż bardzo przeżywali tę tragedię – mówi Emilia Sozańska, nauczycielka ucząca w Kościerzycach. Grób Władka z charakterystycznym czarnym pomnikiem bez trudu można odnaleźć na cmentarzu za kościołem.

Odtąd Staszek był jedynym pomocnikiem w gospodarstwie, a koledzy z Kościerzyc zapamiętali przede wszystkim wspólne pasanie krów na łąkach za wałami, nad Odrą. – Byłem od niego młodszy, ale razem chodziliśmy z krowami, paliliśmy ogniska, piekliśmy kukurydzę – przypomina Jan Sulikowski. – I jak to przy ogniskach, śpiewaliśmy. A potem on śpiewał w Mazowszu! Sulikowski zapamiętał, że po wojnie w kościerzyckiej szkole było pianino, a muzyki uczyła pani Cymbałowa. – Wydaje mi się, że w domu u Jopków też było jakieś pianino, ale to było tak dawno – dodaje Szargut.

d40dpnj

– To była po prostu rozśpiewana rodzina, tak jak każdy, kto pochodził z Lwowa albo okolic – podkreśla Emilia Sozańska. Cztery lata po wojnie Stasio trafił do liceum administracyjno-handlowego w Brzegu. – Przyjeżdżał oczywiście rowerem, bo jak wtedy mógł inaczej. Do dzisiaj pamiętam go, jak podjeżdżał w spodniach, z nogawkami spiętymi agrafkami – mówi Danuta Werman, szkolna koleżanka Jopka. – Już wtedy był duszą towarzystwa. Chodziliśmy razem na sylwestry i prywatki, na których uwielbiał tańczyć. Lwowiak z urodzenia zachwycał swoje koleżanki i kolegów śmiesznymi opowieściami i historyjkami. – A potem prosiliśmy go: Stasiu, zaśpiewaj! – wspominają. - I kiedy śpiewał swoje ulubione „Wróć do Sorrento”, była cisza jak makiem zasiał.

Na talencie chłopca z Kościerzyc szybko poznał się opiekun szkolnego zespołu pieśni i tańca Wacław Jankowski i wkrótce bez udziału Stasia nie mogła się odbyć żadna uroczystość. Młodzież jeździła też po okolicznych miejscowościach i dawała koncerty, najczęściej z okazji rocznic i świąt.

- Wyjeżdżaliśmy – jak to się wtedy nazywało – w ramach więzi miasta ze wsią – wspomina Danuta Werman. – Jeździło się traktorem, który ciągnął przyczepę z dostawianymi ławkami. I na każdym zakręcie spadaliśmy z tych ławek. Ale była radocha! Na występach przygrywał nam profesor Jankowski, a Stasiu pięknym głosem śpiewał „Szarlatankę” i znów na sali zapadała cisza. Szczerze mówiąc, to trochę korzystał na swoim talencie, bo chyba nie przepadał za nauką, a dzięki występom nie musiał chodzić na wszystkie lekcje – śmieje się dziś pani Danuta. Jeden koncert wielu uczniów zapamiętało wyjątkowo. - Zaopatrywaliśmy wszystkie akademie, a raz, to był chyba 1952 rok, śpiewaliśmy nawet w radzieckich koszarach z okazji 1 Maja – opowiada Emilia Płaza, która do zespołu Wacława Jankowskiego trafiła ze szkolnego internatu. – Rosjanie, jak sobie popili, to nie chcieli wypuścić dziewcząt. Zrobiła się awantura i niewiele brakowało, a sięgaliby po broń – dodaje Danuta Werman. - Początek lat pięćdziesiątych to były trudne, nawet
straszne czasy. Ale nam nic nie przeszkadzało, nawet to, że jedynym smakołykiem był kawałek chleba noszony w kieszeni. My byliśmy wtedy młodzi, bardzo radośni i pełni nadziei. I takiego właśnie Stasia zapamiętali jego koledzy z tych czasów. - Znałem go od 1950 roku, mieszkaliśmy w jednej wsi i chodziliśmy do brzeskiej szkoły muzycznej – przypomina Juliusz Sozański. – To był wesoły, niezwykle żywy chłopak.
W 1952 roku skończył 17-letni Stanisław skończył naukę w liceum. Dziś już trudno ocenić, kto zdecydował o jego dalszym losie i posłaniu do Skolimowa, gdzie ogłoszono przesłuchania dla kandydatów do Zespołu Pieśni i Tańca. Oficjalne biografie wskazują na ówczesną dyrektorkę brzeskiej szkoły muzycznej Jadwigę Kryńską, do której młody Jopek chodził równolegle z pobieraniem nauki w liceum. Z kolei jego znajomi są pewni, że Stasia do Skolimowa wysłał Wacław Jankowski.

– Ja zapamiętałam taką rozmowę w szkole miedzy panem Jopkiem a profesorem Jankowskim, który namawiał do posłania Staszka do Warszawy – mówi Danuta Werman. – Jego ojciec był z tego niezadowolony, bo chciał, żeby syn został na gospodarstwie. Kto wie, czy gdyby nie upór nauczycieli, talentem chłopca z Kościerzyc nie zachwycaliby się tylko znajomi. Głośno o wsi pod Brzegiem zrobiło się jednak dopiero 1 sierpnia tego roku, kiedy wszystkie serwisy podały wiadomość o śmierci solisty Mazowsza. Wiadomości zaczynały się od informacji, że pochodził z Kościerzyc i na forach internauci dopytywali się: gdzie jest ta miejscowość? Pojawiały się i takie perełki, jak ta, że Stanisław Jopek chodził do szkoły muzycznej w Kościerzycach!
- W pierwszych latach po wojnie w naszej podstawówce brakowało nauczyciela muzyki, ale mieliśmy też szczęście – wspomina Emilia Sozańska, która kierowała szkołą od 1950 roku i uczyła m.in. młodszą siostrę Stasia. – Na początku lat sześćdziesiątych wydział oświaty skierował do pracy u nas Jana Miluna, który naprawdę potrafił rozbudzić wśród dzieci zainteresowanie muzyką, przynosił płyty i zachęcał uczniów do słuchania.

d40dpnj

W Kościerzycach wystarczy rzucić nazwisko Jopek, żeby ludzie zaczęli opowiadać. I młodzi, którzy znają go tylko z telewizji, i starsi, którzy pamiętają go jako małego chłopca. Fakty sprzed 50 lat mieszają się z przypuszczeniami, daty nie zawsze się zgadzają, ale wszyscy mówią z dumą o swoim krajanie. - Zawsze chwalę się, że znałam Staszka i mieszkam w jego rodzinnej miejscowości – mówi Emilia Płaza. - Pamiętam, że kiedyś jechałam pociągiem i ktoś w przedziale zaczął rozmowę o Mazowszu. Jaka byłam dumna, że mogła opowiedzieć o tej znajomości!
W Brzegu również nie brakuje znajomych Jopka z czasów młodości, ale w dzisiejszym Zespole Szkół Ekonomicznych czy Państwowej Szkole Muzycznej mało kto pamięta, że Pierwszy Furman Rzeczpospolitej tutaj uczył się śpiewu. Jarosław Staśkiewicz

Symbol Mazowsza

Stanisław Jopek urodził się we Lwowie 10 października 1935 roku. W 1952 roku trafił do Zespołu Pieśni i Tańca „Skolimów”. Jego talent dostrzegli Mira Zimińska-Sygietyńska i Tadeusz Sygietyński. W 1956 roku został solistą założonego przez nich Mazowsza i na pół wieku stał się jednym z symboli zespołu. Wykonywany na koncertach szlagier zatytułowany „Furman” sprawił, że Jopek otrzymał tytuł Pierwszego Furmana Rzeczpospolitej. Z Mazowszem zwiedził cały świat, a na scenie śpiewał w 36 językach. W zespole poznał swoją żonę, tancerkę. Ich dwie córki: Anna Maria i Patrycja, kontynuują tradycje rodzinne, pierwsza jest piosenkarką, druga skrzypaczką.

Stanisław Jopek zmarł 1 sierpnia w wieku 71 lat. Został pochowany w Alei Zasłużonych Cmentarza Wojskowego na Powązkach.

d40dpnj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d40dpnj
Więcej tematów