PolskaPierwsza Polka na Marsie?

Pierwsza Polka na Marsie?

Dorota Tataruch, rocznik 1979, absolwentka
krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego i studiów
lingwistycznych w Turynie, może być pierwszą Polką, która poleci
na Marsa. Niby nic pewnego, ale któż to wie - pisze "Gazeta
Krakowska".

Marsjańska misja pod wspólnym szyldem Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), NASA i CSA (Canadian Space Agency) planowana jest na 2015 rok albo jeszcze później, ale już teraz czynione są do niej przygotowania. Dla Doroty Tataruch mija właśnie 27 dzień z... nogami powyżej głowy. Dziewczyna dobrowolnie oddała się w ręce naukowców z Instytutu Medycyny Kosmicznej w Tuluzie, aby przeżyć przygodę z nieważkością.

Dorota jest jedną z 12 kobiet na świecie, które z 1600 chętnych wytypowano do "marsjańskiego" projektu. Na początek prowadzone są badania wpływu nieważkości na organizm kobiet. Całą dwunastkę zamknięto na 100 dni w Instytucie Medycyny Kosmicznej w Tuluzie (Francja) i poddano kosmicznym próbom.

Kobiety przypinane są na przykład do stołu, który potem puszcza się w ruch obrotowy, by sprawdzić jak zmienia się ciśnienie i w którym momencie się mdleje. Są też testy wytrzymałościowe, sprawnościowe, psychologiczne...

60 dni z tych 100, to okres symulowanego braku grawitacji, który w warunkach ziemskich można uzyskać w ciągu tak długiego czasu tylko w jeden sposób: trzymając nogi powyżej głowy dokładnie pod kątem 6 stopni przez cały czas. I w takiej pozycji się śpi, bierze prysznic, je, trenuje...

Do tej pory żadna agencja kosmiczna nie badała wpływu kosmicznych warunków na reprezentantki płci pięknej, choć panów przebadano pod tym kątem na przysłowiową dziesiątą stronę. Cel jest poważny: uratować potencjalne astronautki przed niekorzystnym oddziaływaniem stanu nieważkości i izolacji.

Obsługa kliniki potwierdza, że kobiety lepiej znoszą kosmiczne "tortury" niż mężczyźni.- Nogi nie bolą, ale przez pierwsze dwa dni odnosiłam wrażenie jakby ciśnienie krwi miało mi rozsadzić głowę. Po dwóch dniach to uczucie minęło - mówi Dorota.

Ważną częścią eksperymentu jest odżywianie. Przed rozpoczęciem badań dokładnie obliczono ile każda z pań potrzebuje kalorii i każdej serwowane jest dokładnie tyle. - To znaczy, że przez całe 100 dni nie można niczego zostawić ani dostać więcej, nawet jeżeli jest się głodnym, wyjaśnia Dorota. Raz w tygodniu mieszkanki kliniki dostają jedzenie jakie wysyła się na stacje kosmiczne - gotowane przez 120 minut w 150 stopniach C, całkowicie wysuszone, potem zamknięte w puszce. - Testują jak długo można to jeść nie tracąc apetytu, mówi Dorota.

Ale na szczęście są jeszcze posiłki przygotowywane ze składników, które można wyhodować na stacji kosmicznej: kiełków, pomidorów, soi.- Ogólnie nie jest źle z tą dietą. Najbardziej mi przeszkadza to, że co tydzień jadłospis się powtarza, więc wiem dokładnie co zjem każdego dnia aż do końca badań. No i bardzo brakuje mi tego wszystkiego co jest zabronione: kawy, herbaty, czekolady... okocimia i prince polo. (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)