Pierwsza debata prezydencka: ostatnia szansa Karry'ego?
Na Uniwersytecie Miami w Coral Gables na
Florydzie odbędzie się wieczorem (czasu lokalnego)
pierwsza telewizyjna debata dwóch kandydatów do Białego Domu:
prezydenta George'a Busha i demokratycznego senatora Johna
Kerry'ego.
30.09.2004 | aktual.: 30.09.2004 17:20
Trwająca 90 minut debata ma być poświęcona w całości polityce zagranicznej. Poprowadzi ją znany dziennikarz, gospodarz wieczornego programu informacyjnego publicznej telewizji PBS Jim Lehrer. Będzie to pierwsza z zaplanowanych trzech debat, ale komentatorzy uważają, że może zadecydować o wyniku prezydenckiego wyścigu.
Obaj kandydaci od kilku dni intensywnie przygotowują się do tej konfrontacji. Każdy odbył kilka "prób generalnych", w których przećwiczył odpowiedzi na najbardziej prawdopodobne pytania z udziałem specjalistów odgrywających rolę przeciwnika.
Sztaby wyborcze kandydatów uzgodniły ze szczegółami reguły debaty. Obaj politycy będą stać za mównicami oddalonymi od siebie o około 3,5 metra. Do dyspozycji będą mieli tylko kartki papieru i ołówki do robienia notatek.
Każdy będzie miał dwie minuty na odpowiedź na pytania - zadawane wyłącznie przez Lehrera - po której jego oponent dostanie półtorej minuty na replikę lub komentarz do pytania. Moderator będzie mógł przedłużyć potem dyskusję na rozpoczęty temat, przy czym kandydaci dostaną już tylko po 30 sekund na wypowiedź.
Sztaby uzgodniły nawet takie detale jak ten, że kamery telewizyjne nie będą mogły pokazywać reakcji kandydatów na wypowiedź przeciwnika (tzw. reaction shots).
Oczekuje się wielu pytań na temat wojny w Iraku. Jak uważają obserwatorzy, Kerry będzie prawdopodobnie krytykował Busha za pochopne i zbyt szybkie rozpoczęcie wojny, wypomni mu przeciąganie się operacji stabilizacyjnej i brak jej wyraźnych efektów i oskarży o błędy w jej planowaniu.
Prezydent będzie z pewnością wytykał senatorowi z Massachusetts jego liczne wolty w opiniach na temat wojny, sprzeczności w wypowiedziach, a nawet niezgodność słów z czynami (krytyka wojny i głosowanie jesienią 2002 r. za użyciem siły wobec Saddama Husajna), starając się ukazać go jako przywódcę niewiarygodnego i pełnego wahań.
Komentatorzy podkreślają jednak, że to, co obaj kandydaci proponują obecnie zrobić w Iraku, w istocie niewiele się różni i Kerry'emu trudno będzie zaznaczyć odrębność swego programu pozytywnego.
Podobnie jest na innych obszarach polityki międzynarodowej - stanowiska Busha i Kerry'ego są identyczne w takich sprawach jak konflikt izraelsko-palestyński i bardzo podobne w kwestiach stosunków z Chinami i Rosją. Kerry sugeruje, że pogodzi USA z krajami "starej Europy", dzięki lepszej dyplomacji, liczeniu się z nimi i lepszej współpracy na forum organizacji międzynarodowych.
Według sondaży, Bush prowadzi obecnie w prezydenckim wyścigu - gdyby wybory odbyły się dziś, wygrałby z przewagą od 5 do kilkunastu punktów procentowych (zależnie od sondażu).
Kerry uchodzi jednak za znakomitego dyskutanta - już na studiach na Uniwersytecie Yale błyszczał w tamtejszych debatach politycznych. Dzięki tym umiejętnościom wygrał w 1996 r. wybory w Massachusetts, przedłużając swój mandat senatora na kolejną kadencję, mimo że jego przeciwnik wydawał się faworytem.
Obozy obu kandydatów prowadzą od kilku dni tzw. grę obniżonych oczekiwań. Polega ona na komplementowaniu przeciwnika, mówieniu, że jest "doskonałym polemistą" itd., co ma sugerować, że jeśli kandydat mu sprosta i objawi się jako równy partner, spisze się lepiej niż oczekiwano, a więc de facto "wygra".
Zdaniem komentatorów, jeżeli tak będzie odebrany przez Amerykanów Bush, rzeczywiście odniesie zwycięstwo, gdyż jest urzędującym prezydentem, cieszącym się większym zaufaniem jako przywódca niż Kerry.
Jedyną szansą tego ostatniego jest zdecydowana wygrana w debacie, co może zależeć nie tylko od tego, co będzie mówił, lecz także od sposobu mówienia i ogólnego wrażenia, jakie sprawi na widzach.
Tomasz Zalewski