Pieniądze za stracony czas w sądzie
Ponad 180 osób z Dolnego Śląska i Opolszczyzny poskarżyło się do tej pory na przewlekłość sądowych postępowań. Tylko w pięciu przypadkach sądy uznały skargi, przyznając ich autorom średnio po kilkaset złotych - pisze "Słowo Polskie Gazeta Wrocławska".
18.04.2005 | aktual.: 18.04.2005 07:17
Możliwość złożenia skargi istnieje w Polsce od września ubiegłego roku. "Nie można tego traktować jako odszkodowania lub zadośćuczynienia" - podkreśla Jacek Gołaczyński, wiceprezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu. "Jest to rodzaj sankcji dla sądu albo raczej dla państwa, że nie stworzyło możliwości rozpoznania sprawy w rozsądnym terminie".
Nie ma ścisłej definicji przewlekłości. Sam fakt, że sprawa toczy się kilka lat, to jeszcze za mało. Może być przecież bardzo skomplikowana. Dlatego sąd (zawsze wyższej instancji), do którego trafi taka skarga, dokładnie analizuje przebieg procesu. Czy rozprawy nie były wyznaczane zbyt rzadko, czy sąd nie dyscyplinował biegłego, który zbyt długo sporządzał ekspertyzę? Ale także czy sam skarżący, powołując np. niepotrzebnych świadków, nie przyczynił się do przedłużania sprawy. Jednak nie jest żadnym usprawiedliwieniem, gdy proces trwa długo, bo sądy mają nawał pracy. "To wina państwa" - zapewnia gazetę wiceprezes. "Strona nie może na tym cierpieć".
Autorką pierwszej na Dolnym Śląsku skargi na przewlekłość postępowania była Wanda K. z podwrocławskiej miejscowości. W 2000 r. wniosła prywatny akt oskarżenia przeciwko jednemu z urzędników. "(...) mogę powiedzieć, że warto było składać tę skargę. Najważniejsze, że teraz moja sprawa idzie szybciej i sprawniej. Jestem przekonana, że to dzięki skardze" - powiedziała "Słowu Polskiemu Gazecie Wrocławskiej".(PAP)