PolskaPielęgniarki zamiast pacjentami zajmują się raportami

Pielęgniarki zamiast pacjentami zajmują się raportami

Pięć raportów w dwóch egzemplarzach wysyłają codziennie stołeczne szpitale do urzędu wojewódzkiego. Na obowiązkowe wypełnianie rubryczek pielęgniarki przeznaczają czas zarezerwowany dla pacjentów. Raporty, z których większość różni się tylko datą, to podstawowy wymóg urzędu.

10.02.2010 | aktual.: 11.02.2010 12:14

Od początku lutego do codziennego raportu o ilości łóżek, stanie zatrudnienia i ilości osób na długoterminowych zwolnieniach doszedł dzienny raport na temat gotowości do strajku, sporów i ilości protestujących. Podobnie jak dwa raporty na temat ilości zachorowań na grypę wysyłanych osobno do Mazowieckiego Centrum Zdrowia Publicznego, osobno do Biura Polityki Zdrowotnej urzędu miasta raporty różni data. Faks w urzędzie wojewódzkim wypluwa dziennie kilkaset druków, choć raporty wysyłane są też drogą elektroniczną.

- To marnotrawstwo papieru, miejsca, czasu pacjentów i naszej ciężkiej roboty - mówi pracownica jednego ze stołecznych szpitali. - Najgorsze jest to, że raporty dotyczące mobilizacji strajkowej nie różnią się od siebie. Wpisuję w rubryczki takie same zera, poirytowana, że muszę raportować brak mobilizacji. I to codziennie. Urząd jest nieugięty i nie daje się namówić na raporty tygodniowe.

Zamiast więc sprawami istotnymi dla szpitali spora część personelu zajmuje się produkcją makulatury. Kopie raportów szpital ma obowiązek trzymać u siebie, powiększając o kolejne segregatory zapchane pokoje z aktami.

Pytany o raporty Urząd Wojewódzki broni się, że tak intensywne monitorowanie przez Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego ma związek z "zaistnieniem zagrożenia ograniczenia zakresu świadczeń". Tymczasem Narodowy Fundusz Zdrowia zobowiązał się do marca zapłacić za wszystkie nadwykonania stołecznych szpitali za ubiegły rok. Ograniczenie świadczeń więc nie grozi.

To kolejna kontrowersyjna dyspozycja wojewody Jacka Kozłowskiego, który z początkiem lutego zniósł ostre dyżury szpitali, nakazując całodobową gotowość do przyjmowania nagłych przypadków wszystkim podległym sobie jednostkom.

- Monitorowanie sytuacji w szpitalach wydaje się słuszne, ale wojewoda nie ma chyba świadomości, że wypełnianie raportów kosztuje czas i pracę i tak już przepracowanych ludzi. I że ktoś za to wszystko będzie musiał zapłacić. Podobnie jak za trzymanie w pogotowiu pełnego zespołu na ostro w sytuacji, kiedy przy dużym szczęściu w szpitalu zjawi się 30 pacjentów, z których na sali operacyjnej wyląduje dwóch - skarży się pracownik warszawskiego szpitala.

Przeczytaj więcej na stronie Polska Metropolia Warszawska

Wybrane dla Ciebie
Funduszowe żłobki
Agnieszka Lewandowska
Komentarze (0)