Pielęgniarki nie pomogły chorej
Łódzka prokuratura oskarżyła dwie pielęgniarki jednej z łódzkich przychodni o nieudzielenie pomocy pacjentce z atakiem duszności. Jak ustalono, odmówiły one zrobienia zastrzyku pacjentce, każąc jej zapłacić za jego wykonanie. Kobieta nie miała pieniędzy; pomocy udzieliło jej dopiero pogotowie. Oskarżonym grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.
05.01.2005 11:55
Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do wydziału grodzkiego Sądu Rejonowego Łódź-Widzew - poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi Krzysztof Kopania.
Do zdarzenia doszło 7 kwietnia ubiegłego roku w miejskiej przychodni "Batory" w Łodzi. Zatrudnionym w niej Longinie K. i Iwonie W. zarzucono, że odmówiły udzielenia pomocy kobiecie znajdującej się w położeniu grożącym bezpośrednim niebezpieczeństwem utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Według prokuratury, pielęgniarki nie podały pacjentce leku poprzez zrobienie zastrzyku, mimo że mogły tej pomocy udzielić bez narażenia siebie i swego życia na niebezpieczeństwo.
30-letnia pacjentka leczy się w jednej z łódzkich przychodni. Występują u niej ataki duszności prowadzące niekiedy do utraty przytomności. Według ustaleń prokuratury, kobieta nosi przy sobie stałe zaświadczenie lekarskie, z którego wynika, iż w razie duszności należy jej podać określone leki. Kobieta zeznała w trakcie śledztwa, że orientuje się, kiedy może nadejść atak, i potrafi określić jego siłę.
W dniu zdarzenia pacjentka zgłosiła się ze swoimi lekami do przychodni "Batory", w której nie była zapisana. Tam poprosiła o wykonanie zastrzyku, bo może za chwilę się udusić, a zwłoka w podaniu leku może doprowadzić nawet do śmierci. Jak ustalono, pielęgniarki powiedziały, że zastrzyk może być wykonany, ale odpłatnie. Pokrzywdzona nie miała pieniędzy; wtedy pielęgniarki powiedziały jej, że powinna iść do swojej przychodni, gdzie zastrzyk zostanie wykonany bezpłatnie.
Pokrzywdzona - u której nastąpił już atak duszności - zadzwoniła z przychodni z telefonu komórkowego po pogotowie. Przybyły na miejsce lekarz pogotowia stwierdził u niej ciężki atak duszności - kobieta miała kłopoty z oddychaniem i mówieniem. Udzielono jej pomocy w karetce. Potwierdzają to zeznania innych świadków i nagranie rozmowy pacjentki z dyspozytorem pogotowia.
Obie kobiety nie przyznają się do zarzucanego im czynu.
Dyrektor przychodni podkreśliła w śledztwie, że pacjent w stanie zagrożenia życia ma mieć zawsze udzielaną pomoc bez względu na rejonalizację. Według niej, wie o tym cały personel przychodni i tego przestrzega.