Pięć osób trafiło do szpitala po byczej gonitwie
Pięć osób zostało lekko rannych w Pampelunie, na północy Hiszpanii, w piątej gonitwie ku czci świętego Fermina, w której ludzie uciekają przed bykami.
11.07.2009 | aktual.: 11.07.2009 13:03
Tego dnia wąskie ulice Pampeluny były szczelnie wypełnione turystami i uczestnikami gonitwy, którzy przyjechali na weekend.
Jeden z mężczyzn miał wyjątkowe szczęście. W czasie biegu przewrócił się i wzbudził zainteresowanie oddzielonego od pozostałych byka. Zwierzę jedynie nieco poturbowało leżącego, ale oszczędziło mu swoich rogów. Do szpitala przyjęto w sumie pięciu mężczyzn z obrażeniami głowy, ale żaden nie został ciężko ranny.
Największy z byków biorących udział w sobotniej gonitwie ważył 625 kilogramów. Mimo wyjątkowo dużej liczby śmiałków i oddzielenia się jednego z byków, bieg trwał zaledwie nieco ponad 2 minuty 50 sekund.
Rozdzielenie się stada jest uważane za niebezpieczne, ponieważ pojedyncze zwierzęta są zdezorientowane i często drażnione przez tłum naładowanych adrenaliną i nierzadko będących pod wpływem alkoholu miłośników silnych wrażeń.
W piątek byk śmiertelnie ugodził 27-letniego uczestnika gonitwy z Hiszpanii. To pierwsza ofiara śmiertelna od 14 lat, a piętnasta od 1911 roku.
Doroczne gonitwy z bykami są w Pampelunie organizowane w ramach uroczystości ku czci świętego Fermina. Przez osiem dni codziennie rano mężczyźni demonstrują swą odwagę, biegnąc przed sześcioma bykami po trasie liczącej ponad 800 metrów. Trasa od zagrody byków prowadzi wąskimi uliczkami Pampeluny na arenę, gdzie byki giną w walce z ręki matadora.
Z roku na rok na gonitwy przybywa coraz więcej turystów z zagranicy.
Fiesta ku czci św. Fermina to nieustanne zabawy, parady, koncerty i tańce, ale gonitwy byków i ludzi są najważniejszą atrakcją. Zostały rozsławione w świecie dzięki wydanej w 1926 roku powieści Ernesta Hemingwaya "Słońce też wschodzi".