Pięć milionów znaków
Wiesław Weiss po latach skończył drugi tom swej gigantycznej księgi rocka
Nawet tego, kogo nie ogłuszyły riffy Iron Maiden (strona 650), kosmiczna kakofonia Hawkwindu (strona 459 – sama dyskografia zajmuje dwie strony!) i rażąca prądem grupa Kreator (strona 968), z całą pewnością można jeszcze ogłuszyć. Wystarczy jeden cios tą książką. Drugim tomem (od F do K) „Wielkiej encyklopedii rocka”, którą Wiesław Weiss oddał do sprzedaży, bagatela, siedem lat po tomie pierwszym. Wróciły nadzieje na to, że najambitniejsze na świecie (pod względem rozmiarów rzecz nie ma sobie równych) dzieło rockowej leksykografii uda się kiedyś postawić w całości na półce. Skąd takie rozmiary? Redaktor naczelny pisma „Teraz Rock” tworzy raczej całe artykuły z analizami poszczególnych albumów niż zwykłe wpisy encyklopedyczne. Jego praca w rytmie trzech stron maszynopisu na stronę druku przy prawie tysiącu stron (!) jednego tylko tomu daje pięć milionów znaków! To z całą pewnością więcej niż przeciętny dziennikarz muzyczny pisze przez całe życie. Jak zwykle w wypadku takich dzieł wybór pozostaje kwestią
dyskusyjną – są tu przecież śmiałe wycieczki na terytorium soulu (Aretha Franklin, Marvin Gaye), ale z drugiej strony taki Jack Johnson (brak) pasowałby bardziej niż sylwetka Fridy (jest). Ale nawet najbardziej doświadczeni w dziedzinie rockowych książek Anglicy na coś takiego otworzyliby z podziwu usta i skomentowali rockandrollowym słowem, też takim od F do K.
Bartek Chaciński
Wiesław Weiss „Wielka rock encyklopedia. F–K”, Iskry, Warszawa 2007, s. 984, 149 zł