Pięć bezpłatnych godzin w przedszkolu
Rodzice mają prawo za darmo oddać dziecko do
przedszkola na pięć godzin dziennie. Niestety, niewiele
przedszkoli ten przepis respektuje - pisze "Gazeta Wyborcza".
17.05.2005 07:00
Anna Szadkowska z Poznania dzięki takiemu przedszkolu może studiować socjologię. Płaci tylko 6 zł miesięcznie za napoje dla córeczki. Mała nie je tam obiadów, dostaje kanapkę z domu.
- Od tygodnia z koleżanką szukamy takiego przedszkola. W kilku dowiedziałyśmy się, że nie ma takiej możliwości, w jednym, że musimy zapłacić połowę czesnego - mówi Monika Zaprawa z Lublina.
Jak tysiące Polek o tym, że jej dziecko ma prawo do pięciogodzinnej bezpłatnej opieki w publicznym przedszkolu, dowiedziała się w ubiegłym tygodniu z poniedziałkowej "Gazety Praca". A darmowe przedszkole to idealne rozwiązanie nie tylko dla matek studiujących, ale i dla szukających pracy.
Po publikacji tekstu "GW" dostała kilkadziesiąt listów od rodziców, którym odmówiono darmowego przyjęcia dziecka do przedszkola. W niektórych gminach urzędnicy nadzorujący wydziały edukacji i dyrektorzy przedszkoli nie znają tego przepisu, ale zazwyczaj ukrywają tę informację.
Bo za takie "niepełnoetatowe" dziecko przedszkola dostają mniejszą dotację z samorządowej kasy - np. w Poznaniu jest to ok. 100 zł różnicy za dziecko.
Przedszkole może odmówić przyjęcia dziecka, gdy nie ma miejsc. Ale jeśli w pierwszej kolejności przyjmuje dzieci na pobyt całodzienny, a potem "półetatowców", to łamie prawo. - Wszystkie dzieci powinny być traktowane jednakowo. Jedyne odstępstwo od tej zasady może dotyczyć obrony praw np. biedniejszych rodzin. Ale zasady musi uchwalić gmina - mówi Mirosław Kaczmarek z biura Rzecznika Praw Dziecka.
Zawsze jednak przedszkole musi przyjąć sześciolatka. - Nie może w tym wypadku tłumaczyć się brakiem miejsc. Gminy, które nie mają przedszkoli, powinny zapewnić i opłacić dzieciom miejsca w sąsiednich miejscowościach - podkreśla Mirosław Kaczmarek.(PAP)