PublicystykaPeter Singer: Pierwsze ofiary Trumpa

Peter Singer: Pierwsze ofiary Trumpa

Kiedy Donald Trump został wybrany na prezydenta Stanów Zjednoczonych, zdecydowałem, że nie wezmę udziału w ulicznych demonstracjach przeciwko niemu. Uznałem, że proces demokratyczny należy uszanować bez względu na to, jak rozpaczliwy jest jego wynik. Chciałem poczekać, aż ekipa Trumpa faktycznie da nam powody do protestów.

Peter Singer: Pierwsze ofiary Trumpa
Źródło zdjęć: © flickr.com | HDR Trilobite
Peter Singer

03.02.2017 | aktual.: 03.02.2017 16:42

Nie trzeba było długo czekać. Osiem dni po zaprzysiężeniu nowego prezydenta we wszystkich większych mediach pojawiły się doniesienia o pierwszych ofiarach Trumpa. Jednym dekretem prezydenckim Trump zatrzymał proces przesiedlenia uchodźców syryjskich, tymczasowo zawiesił możliwość wjazdu do USA wszystkim uchodźcom i całkowicie zablokował imigrację z Iranu, Iraku, Libii, Somalii, Sudanu, Syrii i Jemenu. Dekret ma dramatyczne konsekwencje dla tych, którzy byli już w drodze do Ameryki. Wielu osobom uniemożliwił wyjazd z kraju.

Uzasadniając swoją decyzję, prezydent powiedział, że „nigdy nie zapomni lekcji ataku na WTC”. A jednak o niej nie pamięta. Terroryści odpowiedzialni za tę tragedię pochodzili z Egiptu, Libanu, Arabii Saudyjskiej i Emiratów Arabskich, czyli krajów, które nie zostały objęte obecnym zakazem. Tymczasem badania Alexa Nowrasteha, badacza polityki imigracyjnej z Instytutu Cato, pokazują, że w latach 1975-2015 nie było ani jednej ofiary ataku przeprowadzonego przez terrorystów z któregokolwiek z siedmiu krajów wymienionych w dekrecie.

Mniejszość irańska jest najbardziej rozżalona, jako że wielu Irańczyków przebywa w USA całkowicie legalnie. Według Trity Parsi, dyrektora Rady Irańsko-Amerykańskiej, Stany Zjednoczone wyprodukowały więcej bojowników Państwa Islamskiego niż Iran. Nie jest to zaskakujące, zważywszy że ISIS to organizacja sunnicka, która uważa szyitów (ok. 90 proc. obywateli Iranu) za apostatów, a co za tym idzie – za ludzi, których można w uzasadniony sposób mordować.

Zakaz wjazdu dla imigrantów z siedmiu państw gwarantuje solidne telewizyjne emocje, bo ludzie, których bezpośrednio dotknęły nowe przepisy, są w stanie dotrzeć bezpośrednio do mediów. Takich możliwości nie będą mieli uchodźcy, którzy nie dostaną się do Stanów na skutek zapowiadanych ograniczeń liczby uchodźców ze 110 tys. do 50 tys., ani osoby, które ucierpią z powodu zawieszenia programu przesiedleń przez następne cztery miesiące.

W czasie globalnego kryzysu uchodźczego prezydent Barack Obama stał na stanowisku, że Stany powinny - zgodnie z maksymą Emmy Lazarus, zapisaną na Statui Wolności - zrobić co w ich mocy, by zapewnić nowy dom „tłumom tęskniącym, by odetchnąć wolnością”. Obecny prezydent radykalnie zrywa z tą tradycją.

Dekret Trumpa będzie papierkiem lakmusowym: pokaże, na ile amerykańskie sądy będą w stanie utrzymać tę prezydenturę w określonych ramach. Sędziowie tymczasowo zablokowali niektóre zapisy dekretu. Zdecydowali między innymi, że osoby zatrzymane w momencie przyjazdu do Stanów na mocy dekretu nie mogą zostać deportowane. Zajmie to jeszcze sporo czasu, zanim sądy rozwiążą wszystkie problemy, które wynikają z nowych przepisów.

Kluczowym wśród nich jest problem dyskryminacji z powodów religijnych. Dekret stanowi, że kiedy program relokacji uchodźców zostanie wznowiony, Sekretarz Stanu powinien - w granicach wyznaczonych przez prawo - dawać pierwszeństwo uchodźcom należącym do prześladowanych mniejszości religijnych. Choć dekret nie wymienia żadnej konkretnej religii, Trump powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że to chrześcijanie będą grupą priorytetową. Zważywszy, że konstytucja USA zakazuje wyznaczenia konkretnej religii, czas pokaże, czy ten zapis zostanie zaakceptowany przez sądy.

Kolejny problem to potencjalne zagrożenie wolności słowa. Jeden z zapisów stanowi, że Stany Zjednoczone „nie mogą i nie powinny przyjmować tych, którzy nie popierają Konstytucji”. Prezydent Trump dodał: „Chcemy przyjmować do naszego kraju tylko tych, którzy będą wspierać nasz kraj i głęboko kochać nasz naród”. Sam jestem posiadaczem zielonej karty, która zapewnia mi prawo stałego, legalnego pobytu w USA, mimo że nie mam amerykańskiego obywatelstwa. Pisałem teksty, w których analizowałem wady amerykańskiej konstytucji, i chociaż podziwiam wielu Amerykanów, zapewne nie powiedziałbym, że darzę „głęboką miłością” wszystkich bez wyjątku. Czy to znaczy, że powinienem otrzymać zakaz wjazdu na terytorium USA? I czy wówczas byłoby to do pogodzenia z wolnością myśli?

Według Nowrasteha, dektret Trumpa w najmniejszym stopniu nie wpłynie na poprawę poziomu bezpieczeństwa USA. Trump wielokrotnie deklarował, że na pierwszym miejscu stawia interesy Amerykanów - ale czy to oznacza, że interesy Amerykanów będą dla niego nieskończenie ważniejsze od jakichkolwiek innych? Biorąc pod uwagę, ile cierpienia już teraz spowodował jego dekret, wygląda na to, że prezydent jest po prostu dalece nieetyczny. Albo szalony. Co w tym wypadku na jedno wychodzi.

Peter Singer

Copyright: Project Syndicate, 2017

Źródło artykułu:Project Syndicate
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)