PolskaPeter Greenaway: każdy twórca tworzy jedno dzieło

Peter Greenaway: każdy twórca tworzy jedno dzieło

"Każdy twórca tworzy jedno długie dzieło, mimo że poszczególne części niekoniecznie są ze sobą powiązane ani logicznie, ani chronologicznie. Zawsze uważałem, że w każdym dziele są zarodki następnych i popiół dawnych utworów" - mówi w wywiadzie dla "Gazety Wrocławskiej - Słowa Polskiego" znany reżyser filmowy Peter Greenaway.

Peter Greenaway: każdy twórca tworzy jedno dzieło
Źródło zdjęć: © AFP

08.07.2006 | aktual.: 08.07.2006 08:47

Obraz Rembrandta Straż nocna podobno kryje w sobie tajemnicę, zbrodnię i historię swojego twórcy. To wszystko zobaczymy w Pana filmie?

Peter Greenaway: Istnieje cały szereg dzieł, które noszą w sobie element tajemnicy, niepewności. Z utworów kultury popularnej, jak choćby Kod Leonarda da Vinci Dana Browna, wiemy, że niektóre wymagają ponownego, głębokiego oglądu. Wśród nich jest Ostatnia wieczerza Leonarda da Vinci. Dla Browna inspiracją był zresztą mój pierwszy film Kontrakt rysownika, pokazujący różne podejście do interpretacji tego, co widać na 13 obrazach. Starałem się wówczas wyłożyć filozofię: artysta maluje nie to, co widzi, ale to, co wie. Mnóstwo takich dzieł inspirowało innych twórców.

Jakich dzieł?

- Moim osobistym faworytem malarstwa tego typu jest pewien obraz wystawiony w Luwrze, przedstawiający de facto ślub Chrystusa. Dziś wielu historyków patrzy na stare obrazy i stara się znaleźć ich rzeczywisty sens. Takie jest też założenie mojego najnowszego dzieła. Straż nocna to zresztą nie tylko film fabularny, ale cały szereg projektów, m.in.: dokument oraz sztuka teatralna o kobietach, które odegrały ważną rolę w życiu Rembrandta i miały wpływ na jego postrzeganie świata. Współcześni krytycy uważają ten obraz za numer cztery zachodniej cywilizacji. Umieszczają go po Monie Lizie, Kaplicy Sykstyńskiej i Ostatniej wieczerzy.

Co w nim jest interesującego?

- To, że Straż nocna od momentu pierwszego pokazu w 1943 r. zawsze była publicznym dziełem. Każdy mógł ją obejrzeć, więc powstało tysiące teorii na temat jej powstania i tajemniczości. Po własnym śledztwie doszedłem do wniosku, że obraz ten kryje wielką tajemnicę: spisek, morderstwo i odnosi się bezpośrednio do Rembrandta. Muzeum, w którym obraz jest wystawiony, zaprosiło mnie do przeanalizowania dzieła. Zaproszenie było dla mnie inspiracją do zabawy z obrazem. Rembrandt jest znany jako wielki manipulator światłem, uznałem, że spojrzę na ten fakt z perspektywy współczesnej. Dostałem wraz z moimi współpracownikami wolną rękę; zrobiliśmy z obrazem coś nowego. Wprowadziliśmy żywioły: ogień, wodę, oczywiście bez szkody dla samego płótna. Zupełnie przenicowaliśmy to dzieło. Istnieje teoria, według której na obrazie jest muszkiet, który wypalił i brakująca kula. Sam Rembrandt jest Sherlockiem Holmesem, który chce rozwikłać zagadkę. Powinniśmy więc wokół obrazu postawić kordon policjantów i napisać: miejsce
zbrodni.

Film, który ma powstać m.in. we Wrocławiu, będzie toczył się jak prawdziwe śledztwo?

- Będziemy starali się odnaleźć ciało, potem dowody i wreszcie sprawcę. Weźmiemy pod uwagę wszystkie realia, cały kontekst społeczny i historyczny sytuacji. Na obrazie są 34 postacie i wszyscy są podejrzani! Zupełnie jak w Morderstwie w Orient Expressie Agathy Christie. Tego, co jest widoczne na obrazie, nie możemy przyjąć jako pewnik. Musimy szukać ukrytego.

Jest Pan nie tylko reżyserem, ale i malarzem. Uważa Pan, że kino ma korzenie w malarstwie?

- Film to świat stworzony absolutnie i zupełnie przez światło. Jean-Luc Godard powiedział, że kino to również działanie z każdą sekundą istnienia. Odnosi się do miejsca i czasu, i są to dwa najważniejsze zjawiska. Rembrandt, Velasquez, Caravaggio zdefiniowali kino czterysta lat przed braćmi Lumiere, którzy po raz pierwszy sfilmowali ruch.

W swojej twórczości po raz kolejny odwołuje się Pan do obrazu. Czy wobec tego Pana filmy, choć różnorodne, są jednym dziełem?

- To takie romantyczne stwierdzenie: każdy twórca tworzy jedno długie dzieło, mimo że poszczególne części niekoniecznie są ze sobą powiązane ani logicznie, ani chronologicznie. Zawsze uważałem, że w każdym dziele są zarodki następnych i popiół dawnych utworów.

Podobała się Panu hala zdjęciowa przy Wystawowej? Będzie Pan pracował według ściśle wytyczonej wizji całości czy choć trochę improwizował?

- Studio to studio. Wygląda wszędzie tak samo: czarne pomieszczenie z ludźmi, którzy mają nad nim pieczę. Zapewne użyję tych czarnych skrzynek, czyli będę próbował nałożyć obraz na coś, żeby wykreować sen. Mogę obiecać, że użyję też tradycyjnych środków. Ale nie będzie to tylko język kina oparty na tradycyjnej etyce chrześcijańskiej. Oprócz podziału na przyczyny i skutki, będą też inne konwencje. Użyję barokowego słownictwa przełożonego na język odpowiedni dla ery współczesnej. Rembrandt zawsze umiał mówić dokładnie to, co chciał. W tym nie miał sobie równych. Na pewno od tego nie odejdę. Mówi się o różnych wersjach obsady. Kto zagra Rembrandta? Czy w Pana filmie zobaczymy też polskich aktorów?

- Główną rolę zagra Martin Freeman, gwiazda angielskiego serialu telewizyjnego Biuro. Ma 36 lat, tyle samo, ile miał Rembrandt w 1642 r., kiedy malował Straż nocną. Na większości wizerunków malarz jest pokazany jako stary człowiek. A ja chcę go pokazać na drodze ku szczytom sławy. Był przecież ikoną popkultury swoich czasów. Ze względów finansowych i praktycznych, na pewno zatrudnimy także polskich aktorów.

Straż nocna we Wrocławiu

Film Petera Greenawaya będzie opowiadał o życiu słynnego malarza Rembrandta van Rijna, w czasach, kiedy malował jeden ze swoich najbardziej znanych obrazów. Brytyjski reżyser będzie pracował w Walii, Amsterdamie i we wrocławskiej Wytwórni Filmów Fabularnych. Zdjęcia we Wrocławiu będą powstawać od 21 sierpnia do 22 września. Polskim producentem obrazu jest firma Yeti Films Piotr Mularuk i Magdalena Napieracz. Film wesprą Polski Instytut Sztuki Filmowej i firma GREMI Film Production kwotą 4,8 mln zł.

Peter Greenaway

Artysta multimedialny: reżyser filmowy, operowy, baletowy i teatralny, scenarzysta, malarz, pisarz, krytyk, autor instalacji, widżej (zestawiający ze sobą obrazy i muzykę). Jest Brytyjczykiem. Ma 64 lata. Był montażystą, kręcił filmy krótko i średniometrażowe. W fabule zadebiutował Kontraktem rysownika (1982 r.). Nakręcił także: Brzuch architekta, Wyliczankę, 8 i 1/2 kobiety, The Pillow Book, Kucharz, złodziej, jego żona i jej kochanek, Księgi Prospera. Wszystkie jego filmy zachwycają niezwykłą urodą plastyczną, wielką wyobraźnią. Nie boi się eksperymentów, pełnymi garściami czerpie inspiracje z egzotycznych kultur. Jego filmy mają drugie dno, a on sam każe widzowi myśleć, myśleć, jeszcze raz myśleć i szukać.

Zobacz także
Komentarze (0)