Perfumy dla mistrza
Kiedy otwierano wystawę Mendiniego w Muzeum Narodowym i w Starym Browarze, nikt nie podejrzewał, że artysta zażąda zapłaty nawet za rajstopy i szminki, które kupiły w Poznaniu pracownice jego atelier.
Uroczyście otwierana wystawa 30 kwietnia 2004 r. była w Europie Wschodniej największą ekspozycją prac tego wybitnego designera i architekta, a także jego brata. Sam Alessandro Mendini był z niej zadowolony, nie krył także zachwytów wobec Starego Browaru i jego właścicielki, Grażyny Kulczyk, która pokrywała większość kosztów związanych z jego pobytem, a także zorganizowaniem wydarzenia.
**Dwukrotnie więcej
Niedługo po zakończeniu wystawy zaczęły przychodzić do Starego Browaru z Atelier Mendiniego kolejne faktury do zapłacenia. - Płaciliśmy je, choć przekraczały wspólnie uzgodnione kwoty – opowiada Dominika Kulczyk-Lubomirska, dyrektor PR Stary Browar.
– Uznaliśmy, że artysta o tak wielkim autorytecie z pewnością nie pozwoli sobie na przesłanie faktur, które nie dotyczą bezpośrednio kosztów związanych ze zorganizowaniem ekspozycji. Ostatecznie jednak czarę goryczy przelała kolejna i jak na razie ostatnia faktura, którą otrzymaliśmy w czerwcu 2004 roku.
Okazało się, że sumy zapłacone przez Kulczyków za wystawę Mendiniego dwukrotnie przekroczyły uzgodnione koszty. Fundacja postanowiła więc przyjrzeć się dokładnie rachunkom wyszczególniony w ostatniej fakturze i wtedy okazało się, że zażądano zapłaty także za... papierosy, alkohol, perfumy, a nawet szminki i rajstopy.
Uparci Włosi
- Zostaliśmy potraktowani w sposób nieelegancki – mówi Dominika Kulczyk-Lubomirska. – Suma, którą dodatkowo mamy zapłacić, to przeliczając na obiady w szkole dla dzieci – około dziesięciu tysięcy porcji. Zażądano od nas opłacenia trzech dni pracy trzech pracowników fizycznych z Włoch. Musielibyśmy każdemu zapłacić tyle, ile polski pracownik zarabia przez miesiąc. Próbowaliśmy ze stroną włoska podjąć dialog, niestety, bezskutecznie. Ostatecznie nasi prawnicy wysyłali pisma, ale druga strona jest bardzo opieszała i cały czas uparcie przysyła nam tę samą fakturę do rozliczenia nie biorąc pod uwagę naszych sugestii. Koszty tej wystawy wzrosły tak ogromnie, że moglibyśmy za to urządzić wiele innych imprez kulturalnych.
Włoska strona nie odpowiada na większość pism. Atelier artysty ma podobno spore kłopoty finansowe i być może kolejne faktury przesyłane na adres Starego Browaru mają pomóc w załataniu dziury budżetowej. Tak naprawdę trudno zrozumieć, co wspólnego z organizacją wystawy ma zakup rajstop, czy perfum, chyba tylko to, żeby mistrz i jego świta doskonale prezentowali się na otwarciu. Wystawa była wspaniała, a teraz po niej pozostanie niesmak.
Elżbieta PODOLSKA