Pełzająca kontrrewolucja
Pisanie o postępach rewolucji seksualnej przypomina referaty o kolejnych sukcesach socjalizmu. A młodzież jak zwykle jest kontra.
Gdyby o życiu intymnym polskiej młodzieży dowiadywać się z adresowanych do nastolatków kolorowych pisemek, można by pomyśleć, że obsesją młodych jest seks, a niestrudzeni redaktorzy niosą kaganek seksualnej oświaty pod strzechy. "Bravo" kilkakrotnie już uświadamiało, że seks oralny nie powoduje ciąży, a październikowa "Filipinka" ostrzega: "Nawet drobne infekcje mogą zrujnować wasze pożycie erotyczne". Najbardziej wstrząsające są listy od czytelników, które obnażają, w jakiej ciemnocie kler i Kościół trzymają młodych.
Bez rozpasania
Dla naukowców dowodem postępującej liberalizacji nastolatków w sprawach łóżkowych są badania świadczące o obniżaniu się wieku inicjacji seksualnej. Pod koniec lat 80. życie erotyczne rozpoczynali chłopcy w wieku lat 19, dziewczęta – około 18. urodzin. Z badań prof. Marii Beisert z UAM wynika, że w latach 90. ten wiek obniżył się o rok dla obu płci. Prof. Zbigniew Izdebski opublikował przed dwoma laty raport, z którego wynika, że chłopcy już w wieku 16 lat mają za sobą pierwszy stosunek (coraz częściej w burdelu, bo płatny seks w ostatnich latach stał się niezwykle tani).
Ale sam wiek inicjacji seksualnej niewiele mówi o tym, jakie naprawdę jest życie polskich nastolatków. Nasza młodzież naprawdę nie jest szczególnie rozpasana. Nawet nie chce być. W ankiecie Tomasza Szlendaka i Pawła Załęckiego na pytanie, ilu partnerów chcą mieć na przestrzeni następnych pięciu lat, prawie połowa nastoletnich respondentów odpowiadała, że żadnego! Tylko 4 proc. chłopaków i 6 proc. dziewcząt uważa, że będzie ich trzech.
Szlendak na łamach "Gazety Wyborczej" dowodził, że po śmierci Jana Pawła II nie dokonała się żadna odnowa moralna w polskim społeczeństwie. 80 proc. młodych wyklucza opinię, że Kościół ma jakikolwiek wpływ na ich światopogląd w sferze intymnej.
A co mają mówić innego? Kościół to instytucja, a młodość nie lubi instytucji. Tylko co drugi z młodych (badania Szlendaka i Załuckiego) deklarujących się jako "głęboko wierzący" odrzuca seks przedmałżeński. Rosnąca grupa świeckich celibatariuszy pragnących wytrwać w czystości do ślubu świadczy jednak o tym, że ci ludzie grupują się wokół Kościoła. Składają owe śluby bez rozgłosu, sami rzadko chcą występować w mediach, często obawiając się ośmieszenia.
O zmianie stosunku młodych do seksu mówią psychologowie i seksuologowie. Zofia Milska-Wrzosińska z Laboratorium Psychoedukacji mówi wprost, że coraz więcej młodych uważa, iż seksu nie da się oddzielić od miłości. Swoje ciało chcieliby oddać komuś, kogo obdarzą szczególnym uczuciem. – Kiedyś takich pacjentów nie miałem w ogóle, a teraz po kilku tygodniowo. Najczęściej mają już za sobą ten pierwszy raz, ale z następnym chcą zaczekać do czasu znalezienia właściwej osoby. Niedawno odwiedziła mnie dziewczyna, która poszła z kimś do łóżka, gdy miała 16 lat. Nie była przygotowana na pieszczoty oralne i do dziś wspomnienie o nich budzi w niej obrzydzenie. Szuka kogoś, kogo pokocha i pomoże zatrzeć jej tamto doświadczenie – opowiada dr Wiesław Ślósarz, seksuolog. Jego zdaniem, wpływ na załamanie się postępów "rewolucji seksualnej" miało nagłaśnianie przypadków przedwczesnych ciąż nastolatek, strach przed AIDS, śmierć Jana Pawła II i nadmiar seksu w mediach.
Dziewicza Ameryka
Właśnie z powodu dyktatury wszechobecnej golizny jeszcze w latach 80. z punk rocka wyłoniła się subkultura "Straight Edge", której wyznawcy wystrzegali się wszelkich używek i przypadkowego seksu. Trochę było w tej modzie buntu przeciw rodzicom z pokolenia ’68. Ale jak to bywa z subkulturową modą, wkrótce przeminęła (także i u nas). W krajach zachodnich seks przestał być dla młodzieży tak ważny, jak dwie dekady wcześniej. W religijnej Ameryce w ostatnich latach dziewictwo stało się nawet trendy.
Popularność czystości przedmałżeńskiej wśród amerykańskich nastolatków opiera się na głębszych przekonaniach i postawie życiowej. W USA coraz prężniej rozwijają się ruchy młodzieżowe głoszące pochwałę dziewictwa i czystości seksualnej, takie jak np. "Czyści z wyboru", "Prawdziwa miłość poczeka" czy "Żyć dla celu". Organizują one ceremonie, takie jak w marcu 2004 roku na Uniwersytecie Stanowym Colorado w Denver, gdzie 1500 młodych Amerykanek i Amerykanów ślubowało wierność szóstemu i dziewiątemu przykazaniu Dekalogu. Podczas wspomnianej uroczystości ordynariusz lokalnej diecezji, katolicki arcybiskup Charles Chaput wręczył zebranym "pierścionki czystości" jako znak pragnienia, by w niej wytrwać.
Podczas owych zaślubin wystąpiła publicznie 22-letnia Erica Harold, Miss Ameryki z roku 2003. Ciekawe jest prześledzenie jej perypetii związanych z propagowaniem dziewictwa. Otóż podczas konkursu na najpiękniejszą kobietę Ameryki kandydatki muszą zadeklarować, jaką ideę dla dobra innych ludzi chcą propagować przez najbliższy rok. Po wygraniu konkursu na szczeblu stanowym Miss Illinois, jurorzy zabronili Erice Harold startu w finale ogólnokrajowym z jej dotychczasowym hasłem: "Seksualna abstynencja nastolatków: chroń siebie, szanując siebie". Mając do wyboru: albo wykluczenie z konkursu, albo zmianę hasła, dziewczyna zdecydowała się na to drugie i wybrała nową dewizę – przeciwstawiającą się agresji wśród nieletnich. Po zwycięstwie w finale Miss Ameryki Erica zorganizowała jednak konferencję prasową, podczas której ujawniła, że została poddana presji jurorów i nadal chce propagować czystość przedmałżeńską.
Oświadczenie to wywołało konsternację jury. Sędziowie początkowo zamierzali zabronić Erice publicznego głoszenia pochwały wstrzemięźliwości seksualnej. Pojawiła się nawet propozycja, by odebrać jej tytuł i koronę Miss. Wówczas jednak dało znać o sobie szerokie poparcie, jakiego udzieliło młodej piękności wielu Amerykanów, wysyłając do komisji konkursowej tysiące listów solidaryzujących się z Ericą. W końcu jurorzy zmuszeni zostali do zmiany stanowiska. Być może duży wpływ na to miał fakt, że Miss Ameryki jest czarnoskóra, a to właśnie wśród Murzynek ciąże nastolatek są największym problemem.
Erica Harold jeździ więc niestrudzenie po amerykańskich szkołach, opowiadając nastolatkom, że warto jest zachować cnotę aż do ślubu dla swojego współmałżonka. Dość symptomatyczne są wyniki badań przeprowadzone w 14 szkołach stanu Illinois, które objęto akcją Project Reality na rzecz wstrzemięźliwości płciowej. Otóż przed akcją 58 proc. nastolatków uważało, że lepiej powstrzymać się od kontaktów seksualnych aż do zawarcia małżeństwa, po akcji zaś liczba zwolenników wzrosła do 71 proc.
Media zwykle wyśmiewają te akcje, chociaż przynoszą one realne rezultaty. Na przykład w Luizjanie od czasu rozpoczęcia programu uświadamiającego liczba ciąż wśród nieletnich zmniejszyła się o 80 proc. Dlatego rząd Busha zaczął wspierać te programy dla młodych. Milton Friedman postulując legalizację prostytucji, powiedział kiedyś, że seks to taki sam towar jak każdy inny, dlatego powinien być jak najszerzej dostępny. Młode pokolenie jednak odrzuca degradowanie miłości fizycznej do gimnastyki poprawiającej samopoczucie.
Paweł Sawkowski