Pedofil-morderca zostanie osądzony
W poniedziałek rozpoczyna się proces belgijskiego pedofila-mordercy Marca Dutroux. Przed sądem przysięgłych w Arlon staną, a właściwie zasiądą w kuloodpornej kabinie, także jego żona i dwaj wspólnicy.
Po trwającym siedem i pół roku śledztwie akt oskarżenia zarzuca im porwanie, więzienie, gwałty i inne wymyślne sposoby znęcania się nad sześcioma dziewczynkami oraz zamordowanie czterech z nich.
Belgijscy komentatorzy zadają sobie pytanie: czy ten "proces stulecia" pozwoli w sposób cywilizowany wymierzyć sprawiedliwość, czy też okaże się cyrkiem medialnym i zemstą bezradnej biurokratycznej machiny na potworze, który obnażył jej bezduszność, bezwład, nieudolność?
Porywał i mordował
Kiedy bowiem w czerwcu 1995 roku zaginęły bez wieści dwie 8-letnie dziewczynki, Julie i Melissa, nikt dokładnie nie sprawdził, co porabia Dutroux. Zaledwie trzy lata wcześniej wyszedł on warunkowo z więzienia, odsiedziawszy tylko połowę wyroku (6 z 13 lat) za... porwania i gwałty na dziewczynkach i kobietach. Sytuacja powtórzyła się po zaginięciu 19-letniej An i 17-letniej Eefje w sierpniu 1995 roku.
40-letni wtedy bezrobotny elektryk Dutroux wpadł dopiero po porwaniu 14-letniej Laetitii w sierpniu 1996 roku. Dopiero wtedy okazało się, że w kryjówce-lochu, który zbudował w piwnicy swego domu, przetrzymywał również porwaną trzy miesiące wcześniej 12-letnią Sabine.
Dopiero wtedy też prowadzący śledztwo przyparli do muru Dutroux, jego żonę Michelle Martin i jednego ze wspólników, Michela Lelievre'a. Na podstawie ich zeznań zlokalizowano zakopane w ogrodzie szczątki Julie i Melissy, An i Eefje, a także jednego ze wspólników zbrodniarza. Zarówno on, jak i An i Eefje zostali zapewne pogrzebani żywcem po uprzednim uśpieniu silnymi środkami odurzającymi.
Julie i Melissa zaś zapewne zmarły z głodu, kiedy podejrzany o kradzieże samochodów Dutroux spędził w areszcie ponad trzy miesiące na przełomie 1995 i 1996 roku. Żandarmi zeszli wtedy do jego piwnicy i jednemu z nich wydawało się nawet, że słyszy głosy dzieci. Ale niczego nie znaleźli.
"Polski wątek"
Wpadł też inny wspólnik, Michel Nihoul, hochsztapler, były właściciel klubu dla par wymieniających się partnerami. To czwarty z oskarżonych, którzy staną przed sądem w Arlon (prócz Dutroux, Martin i Lelievre'a). Kilku innych współdziałających z Dutroux ludzi będzie na razie tylko świadkami.
Jeden z nich to Michael Dekostavrianos, z którym wiąże się część "polskiego wątku". Dekostavrianos jeździł kilkakrotnie do Polski. Podróż do Polski odbył też raz Lelievre, ale jeszcze przed poznaniem Dutroux. Ponadto spółka ASCO, której akcjonariuszem był Nihoul, a jednym z dostawców być może Dutroux, eksportowała kradzione samochody między innymi do Polski.
Prowadzący śledztwo nigdy nie uznali tych elementów za godne dokładnego zbadania. Cytowany przez radio RMF FM dziennikarz belgijskiego dziennika "De Morgen", Douglas De Coninck sugerował, że "belgijski wymiar sprawiedliwości po prostu tuszował sprawę, by nie kompromitować kraju".
Mimo to zbadano "wątek słowacki". Wydawał się on znacznie poważniejszy od polskiego, bo są konkretni świadkowie pobytów Dutroux na Słowacji i gwałtów, których się tam dopuścił. Na procesie maja zeznawać słowackie siostry, które zaprosił do Belgii, odurzył i zgwałcił.
Według prowadzących śledztwo, analiza znalezionych u Dutroux kaset z pornografią dziecięcą i włosów zabezpieczonych w piwnicznej kryjówce-kazamacie nie potwierdziła dotąd plotek o międzynarodowej sieci pedofilów, jakoby chronionej przez prominentów. W 1996 roku niemal zdestabilizowały one państwo belgijskie.
Uprawiający prostytucję chłopak pochwalił się wtedy, że przed 18. rokiem życia miał stosunki seksualne z wicepremierem Elio Di Rupo. Wicepremiera oczyściły z zarzutu policja i parlament. Część podejrzeń, dotyczących zwłaszcza powiązań z międzynarodową siecią pedofilów, jest nadal przedmiotem śledztwa.
Wszystko to jednak wywołało bezprecedensowe wzburzenie i masowe protesty społeczeństwa. 20 października 1996 roku 300 tys. ludzi wyległo na ulice Brukseli, żeby wziąć udział w "białym marszu" ku czci zamęczonych dziewczynek.
Ucieczka z sądu
Specjalna parlamentarna komisja śledcza przez kilka miesięcy badała sprawę, a jej transmitowane na żywo posiedzenia oglądała rekordowa liczba widzów. Komisja obnażyła słabości państwa i wymiaru sprawiedliwości, ale niewiele wyjaśniła.
Jedną ze struktur, które najczęściej obarczano odpowiedzialnością za niepowodzenie śledztwa, była żandarmeria. Ostatecznie skompromitowała ją w kwietniu 1998 roku ucieczka Dutroux z gmachu sądu. Przywożono go tam, żeby zapoznał się z aktami śledztwa. Obezwładnił eskortujących go żandarmów, zabrał im broń, porwał przygodny samochód i uciekł do pobliskiego lasu, gdzie schwytał go... gajowy. Po tym incydencie premier premier zdymisjonował ministrów spraw wewnętrznych i sprawiedliwości.
Osiem głównych partii politycznych z koalicji rządzącej i opozycji uzgodniło reformę, polegającą na połączeniu wszystkich sił policyjnych w jedną, choć wciąż podzieloną na federalną i lokalną. Zapowiedziano lepszą koordynację, kontrolę nad organami ścigania i dodatkowe pieniądze. Dziś wielu komentatorów ubolewa, że znaczna część reformy pozostała na papierze.