Paweł Piskorski: Tusk chce być jak kanclerz Kohl
Do momentu, kiedy premier nie zrobi jakiegoś poważnego błędu, także Amber Gold nie zachwieje jego pozycji - uważa Paweł Piskorski, szef Stronnictwa Demokratycznego w rozmowie z dziennikiem "Polska The Times".
Dla polityka podstawowym teraz pytaniem jest to, z kim Platforma będzie rządzić po następnych wyborach. Mistrzostwa Europy w piłce nożnej odwróciły tendencję spadku poparcia w sondażach, a PO wróciła do poprzednich notowań.
Zdaniem Piskorskiego Tusk nie wybiera się ani do Unii Europejskiej, ani na emeryturę. - Nadal będzie rządził, a ze swojej obietnicy odejścia wycofa się banalnie. Powie, iż ludzie przyszli do niego i powiedzieli: "Donaldzie, ratuj! Tylko ty jesteś w stanie nas pogodzić, zebrać!". To co miał niby zrobić? Został - dla dobra kraju i swojej partii - mówi Piskorski.
Uważa też, że Tusk chce rządzić trzecią kadencję, jak kanclerz Kohl, ale zdaje sobie sprawę, że z PSL nie stworzy już w Sejmie większości. Będzie potrzebował trzeciego partnera. I tym trzecim partnerem, na co wszystko wskazuje, będzie Leszek Miller. Palikot byłby może nawet w sensie ideologicznym lepszy, zakładając, że te same partie wejdą do parlamentu, jednak łatwiejszy, bardziej obliczalny i posiadający lidera o mniejszych ambicjach jest SLD - konkluduje.
- Opozycja wciąż ma kompletną niezdolność zagrożenia Tuskowi. I nawet jeśli - paradoksalnie - rząd Tuska nigdy nie był tak niepopularny, podobnie jak sam premier, to nadal nie odbija się to na jego rządach. Dzisiaj Tusk zdaje sobie kluczowe pytanie, z kim po następnych wyborach przyjdzie mu rządzić. Zakłam, że zadaje sobie to pytanie także personalnie.