Paweł Piskorski: polityka najłatwiej utłuc gazetą
"Polityk jest jak mucha - najłatwiej jest go utłuc gazetą" - powiedział Paweł Piskorski w "Poranku w TOK-u".
14.07.2003 | aktual.: 15.07.2003 12:18
Janina Paradowska: Panie Pawle, ma pan rzadkie szczęście, powiedziałabym rzadką satysfakcję - premier publicznie pana przeprosił za tekst wydrukowany w gazecie.
Paweł Piskorski: Nikomu nie życzę takiej satysfakcji. Dobrze, że ten gest został tak szybko wykonany i tak szybko wszyscy poznali prawdę. Ale oczywiście to jest bardzo przykra okoliczność, z której ja mam taką refleksję, jak łatwo wprowadzić jest do opinii publicznej informacje kompletnie fałszywą, kłamliwą i gdyby nie znalazła ona ostrej riposty z naszej strony, a potem uczciwego sprostowania i przeproszenia ze strony premiera, to prawdopodobnie...
Janina Paradowska: Powiedzmy, że chodzi o publikacje "Życia Warszawy", której został pan przypisany na podstawie zeznań niejakiego Masy. Tak to jest, że w tej chwili gangsterzy orzekają o moralności polityków. Gangsterzy zresztą pożal się Panie Boże jakiej jakości. Premier użył w debacie tego pana przykładu broniąc się przed zarzutami dotyczącymi sprawy starachowickiej. Ale powiem uczciwie, że mnie zastanowiła jedna rzecz: publikacja ukazała się we wtorek i właściwie, że gdyby nie to, że premier nieostrożnie wyciągnął ten wycinek z "Życia Warszawy" to właściwie pana klub nic przez te trzy dni nie robił. Ja nie słyszała, żeby wcześniej marszałek Tusk wybiegał na trybunę i mówił o prowokacji; żeby koledzy poruszali sprawy na konwencie seniorów Dlatego mówię, że ma pan właściwie szczęście, że premier się zdenerwował.
Paweł Piskorski: Otóż nie pani redaktor. Jeśli pojawia się kłamliwa publikacja w gazecie, zresztą pani chyba cytowała ten dowcip, że polityk jest jak mucha - najłatwiej jest go utłuc gazetą. Przypomnijmy, że w "Życiu Warszawy" pojawiła się informacja dodatkowo nieuczciwa, bo nie tylko nie oparta na żadnych faktach tylko jeszcze przypisująca, że niby w jakimś kontekście moje nazwisko się pojawia co w ogóle nie wiadomo, co to oznacza. Otóż miedzy wtorkiem, a przemówieniem Leszka Millera zostały podjęte kroki prawne, czyli zostali wynajęci prawnicy, którzy będą prowadzić sprawę przeciwko "ŻW" i ta sprawa znalazła po prostu finał sadowy, bo od początku wiedzieliśmy, że należy iść z tą sprawa do sadu. Natomiast cała sprawa ma aspekt polityczny i wybuchła po to, żeby Leszek Miller mógł odeprzeć atak ze swojej partii politycznej i powiedzieć: kłopoty bądź jakieś niejasne relacje mają też przedstawiciele innych partii.