Paweł Kowal: Stan wojenny na Ukrainie to najlepsze rozwiązanie. Na wojnę, Kijów nie może sobie pozwolić
Atak rosyjski na kutry ukraińskie na Morzu Azowskim oznacza, że Rosja dąży do rozszerzenia okupacji Ukrainy. Ukraina reaguje zdecydowanie, bo jej racją stanu jest chronić kolejne zagrożone terytoria i utrzymać zainteresowanie międzynarodowej opinii publicznej sytuacją tych, które Rosja już okupuje.
26.11.2018 | aktual.: 26.11.2018 18:38
Z Kijowa musi pójść sygnał, że sytuacja jest napięta, bo inaczej Rosja poczuje się bezkarna i podejmie kolejne kroki przeciw Ukrainie. Pięć lat po ostatniej rewolucji na Ukrainie, Zachód zaczął się "przyzwyczajać" do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Z kolei w Rosji pojawia się frustracja, że na samej Ukrainie nie nastąpiło zmęczenie niezależnością, że nie powstała jawnie prorosyjska partia. Wreszcie, że nie pojawiają się hasła powrotu do dawnych relacji z Rosją Putina.
Im gorzej na wschodzie Ukrainy, tym lepiej dla Putina
Podstawowe fakty są następujące: wojna Rosji przeciw Ukrainie toczy się już ponad cztery lata i nigdy nie stała się konfliktem zamrożonym. Ukraina jest państwem, które stale wita trumny z ciałami swoich żołnierzy. Morze Azowskie nie należy tylko do Rosji i nie ma ona prawa ograniczać po nim wolnej żeglugi. Rosja zajmuje wciąż ukraiński Krym. Pod jej okupacją znajduje się także część Donbasu. Most zbudowany na wezwanie Władimira Putina nad Cieśniną Kerczeńską, który łączy Rosję z Krymem, ograniczył dostęp największych statków do portów ukraińskich na Morzu Azowskim. Kolejna kwestia to kilkaset incydentów skierowanych przeciw statkom ukraińskim na tym akwenie w ciągu zaledwie kilku miesięcy.
Interesy ukraińskie na Morzu Azowskim nie ograniczają się jedynie do kwestii wojskowych. Dotyczą także gospodarki: ekonomicznym interesem Kijowa jest utrzymywać żeglugę na Morzu Azowskim. Jej brak to ubożenie kolejnych miejscowości i wrażenie, że "sytuacja się stale pogarsza”, czyli gorsze nastroje na wschodniej Ukrainie. A gorsze nastroje, to możliwość skuteczniejszego prowadzenia rosyjskiej propagandy.
Rosja liczy na osłabienie morale Ukraińców, którzy pomimo lat wojny nie ulegli agresji, nie poddali się także ostrej propagandzie. Cele Rosji są podobne jak w przypadku Morza Kaspijskiego – chodzi o uczynienie z Morza Azowskiego akwenu, na którym rządzi rosyjska flota pomimo, że jego wody są podzielone pomiędzy Rosję i Ukrainę.
Na Krymie nie powstał obiecany raj. To kłopot dla Rosji
Rosyjskie media informują o sytuacji na Morzu Azowskim, co oznacza, że przedstawiciele władz w Moskwie chcą, by komunikat o wydarzeniach poszedł w świat.
Wiele się mówi, że ze względu na coraz większe rozczarowanie społeczne rządami Putina pojawia się wokół niego ostatnio sporo wątpliwości, czy zdoła utrzymać władzę. Jest jeszcze problem zasadniczy: Rosji, która zajęła Krym, nie udało się na nim stworzyć raju. Takiego, który można by pokazywać swoim obywatelom od Królewca po Władywostok jako przykład sukcesu.
Demonstracyjne atakowanie ukraińskiej floty może być zatem także pokazem siły obliczonym na rynek wewnętrzny w Rosji. Putin robi to, co w przeszłości robili inni przywódcy w Rosji, gdy tracili poparcie. Dąży do eskalacji, by móc powiedzieć swoim współpracownikom, że ze względu na napiętą sytuację "musi" pełnić funkcję, gdyby oczywiście komuś przychodziło do głowy wymienić go na innego przedstawiciela elity władzy.
Petro Poroszenko jest w trudnej sytuacji, bo przygotowuje się do wyborów i chciałby zostać wybrany na II kadencję, na najwyższy urząd państwowy na Ukrainie. Natężenie ataków na ukraińskie statki było w ostatnich miesiącach tak duże, że w jego sztabie zapewne powstaje obawa, czy ktoś nie zarzuci prezydentowi Ukrainy zbyt małej aktywności na tym polu, że nie bronił ukraińskiej floty. A tymczasem obroty trzech dużych ukraińskich portów na Morzu Azowskim, spadły o kilkadziesiąt procent.
Sytuacji Poroszence nie ułatwia to, że ostrzejsza akcja militarna - ze względu na relacje z Zachodem - nie wchodzi w grę. Eskalacja wojny rosyjsko-ukraińskiej na tym etapie byłaby dużym problemem dla Zachodu, pozostaje więc Kijowi swego rodzaju krzyk: polityczna demonstracja, a jej rodzajem jest wprowadzenie stanu wojennego, jedno z najlepszych rozwiązań w aktualnej sytuacji.
Na tym etapie nie ma ono zresztą związku z przełożeniem daty wyborów prezydenckich czy parlamentarnych na Ukrainie - w ciągu najbliższych tygodni żadne nie są przewidziane.
Kijów nie miał innego wyjścia
Istota problemu jest taka: nie zadziałała antyukraińska propaganda, nie udało się stworzyć Noworosji i oderwać jej od Ukrainy, zajęte terytoria stanowią coraz poważniejszy problem dla Rosji, bo zarządzanie nimi kosztuje, a realnych sukcesów nie widać.
Nie udało się też Rosji odrobić strat wizerunkowych na świecie. W gruncie rzeczy Rosji udało się tylko jedno: trochę uśpić świat, przyzwyczaić do agresywnej polityki i toczonej wojny. W Kijowie to rozumieją i także dlatego przywódcy ukraińscy decydują się na stan wojenny – nie mają innego wyjścia.