Paweł Adamowicz nie żyje. Co wiemy o Stefanie W.? "Lubił bić ludzi"
Stefan W. miał mówić, że "pozabijałby wszystkich, którzy go wpakowali do więzienia". Był fanatykiem broni. Szczegóły na temat jego życia zdradzają osoby, które go znały.
15.01.2019 | aktual.: 15.01.2019 17:17
- To jest chłopak, który od zawsze miał nierówno pod sufitem, był niezrównoważony i trzeba było na niego uważać - mówi o Stefanie W. dziennikarzom "Dziennika Bałtyckiego" mężczyzna, który zna go od dawna.
Twierdzi, że Stefan W. już nawet jako nastolatek potrafił bez powodu rozbić koledze na głowie szklaną butelkę. Według mężczyzny zabójca z Gdańska nigdy nie ukrywał, że lubił bić ludzi i chętnie się tym chwalił.
- Lubił tzw. dziesiony: potrafił, idąc ulicą, zobaczyć kobietę odchodzącą od bankomatu albo wychodzącą z banku i wyrwać jej torebkę czy na ulicy wyrwać komuś z ręki telefon komórkowy - opowiada "znajomy"Stefana W. Ponoć podejrzany o zabójstwo Adamowicza chwalił się nawet, że obrobił bank i wyjeżdża na wakacje.
- Śmieszy mnie, że policja przy napadach na banki tak długo go rozpracowywała, kiedy wszyscy wokół wiedzieli - mówi informator dziennika.
Jak wspomina jego znajomy sprzed lat, kiedyś Stefan W. wbił mu nóż w rękę. - Wbił mi nóż w prawą dłoń, którą opierałem się o blat, bo stwierdził, że chciał zobaczyć, jak to wygląda w rzeczywistości, jak się komuś wbije nóż w rękę - powiedział dziennikarzowi Polsat News. Jak dodał, Stefan W. mógł mieć wtedy 15-16 lat.
Stefan W. miał też mówić, że najchętniej "pozabijałby wszystkich, którzy go wpakowali do pierdla”. Z informacji gazety wynika także, że umiał posługiwać się nożem i zawsze był fanatykiem broni. Jak powiedzial jego znajomy dziennikarzoswi Polsat News, Stefan W. często opowiadał w towarzystwie, że chciałby być m.in. komendantem obozu koncentracyjnego, bo mógłby się na ludziach bezkarnie wyżywać - dodał.
Nie pochodzi z rodziny patologicznej. Mieszkał w kamienicy w Gdańsku Oliwie z rodzicami i rodzeństwem. Sąsiedzi opowiadają, że nie było z nimi większych problemów. Teraz są w szoku po tym, co się stało.
Rodzina Stefana W. dostała mieszkanie komunalne po mężczyźnie, nadużywającym alkoholu. Jego matka była przedszkolanką, ojciec zginął w wypadku samochodowym. Jeden z rozmówców wskazuje, że lokal mogli zawdzięczać Pawłowi Adamowiczowi.
Tragedia w Gdańsku
Przypomnijmy, że w niedzielę o godz. 19:55 27-letni mieszkaniec Gdańska Stefan W. wszedł na scenę przed światełkiem do nieba WOŚP. Prawdopodobnie posłużył się plakietką "media".
Mężczyzna dźgnął nożem prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Zadał mu kilka ciosów. Urazy prezydenta Gdańska były bardzo ciężkie; poważna rana serca, rana przepony, jamy brzusznej. Mimo kilkugodzinnej operacji, przetoczenia 20 litrów krwi, lekarze poinformowali, że nie udało się go uratować. Zmarł w poniedziałek przed godziną 15.
27-latek po ataku na Pawła Adamowicza przez mikrofon krzyczał: - Halo! Halo! Nazywam się Stefan W., siedziałem niewinny w więzieniu, siedziałem niewinny w więzieniu. Platforma Obywatelska mnie torturowała, dlatego właśnie zginął Adamowicz.
Napastnik został zatrzymany i przesłuchany. Okazuje się, że niedawno wyszedł z więzienia. Był wcześniej karany. Usłyszał zarzut zabójstwa.
Przesłuchanie Stefana W.
W poniedziałek odbyło się przesłuchanie podejrzanego. Trwało 2,5 godziny. Stefan W. złożył obszerne wyjaśnienia, ale jak podkreśla jego obrońca z urzędu mec. Damian Konieczny, dotyczyły one raczej jego historii życia, aniżeli tragicznych zdarzeń w Gdańsku.
Początkowo 27-latek usłyszał zarzut usiłowania zabójstwa. W poniedziałek, gdy poinformowano, że Paweł Adamowicz zmarł, zmieniono go na zarzut zabójstwa z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Podejrzany nie przyznał się do zarzucanych mu czynów.
Na informację o śmierci Adamowicza "ze strony podejrzanego nie było żadnego komentarza". Adwokat powiedział, że jest on bardzo spokojny i kontakt z nim jest utrudniony a jego emocje trudne do odczytania.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl