Patricia Krenwinkel: zabijałam, by czuć się kochana
- Chciałam czuć się kochana i byłam tchórzem - tak Patricia Krenwinkel tłumaczy zbrodnie, które popełniła u boku Charlesa Mansona. 67-letnia obecnie kobieta, która odsiaduje wyrok dożywotniego więzienia, udzieliła pierwszego telewizyjnego wywiadu. Opowiada w nim, jak zmieniło ją więzienie.
06.08.2014 18:29
Pod koniec lat 60. Charles Manson założył sektę "Rodzina". Za jego namową kilku z jego zwolenników zaatakowało willę w Beverly Hills w Kalifornii. Napastnicy zamordowali żonę Romana Polańskiego Sharon Tate, która była wówczas w ciąży, i cztery inne osoby. Podczas procesu "Rodzinie" udowodniono kilka innych morderstw. Wszyscy zostali skazani na kary śmierci, które zamieniono potem na dożywocia.
Jedną z uczestniczek masakry w willi Polańskiego była 67-letnia obecnie Patricia Krenwinkel, która odsiaduje wyrok w kalifornijskim więzieniu. W filmie dokumentalnym, opublikowanym przez "New York Times", tłumaczy, jak doszło do tego, że dała się namówić do torturowania i zabijania ludzi.
Krenwinkel tłumaczy, że nie zaznała ciepła w domu rodzinnym. Jej przyrodnia siostra zaczęła brać narkotyki i już w wieku 15 lat miała dziecko. Ona sama poszła do szkoły, ale - jak wyznała - nigdy nie mogła się "dopasować" i nie miała żadnego poczucia przynależności.
Po rozwodzie rodziców przeniosła się do siostry. - Straciłam kontakt ze znajomymi, rzuciłam szkołę, zaczęłam pić, palić marihuanę i brać wszystko, co było dostępne w domu - opowiada Krenwinkel. Dodaje, że nigdy nie wiedziała do końca, kim jest, dokąd zmierza i co chce robić.
W wieku 20 lat poznała Mansona. - Chciałam kochać, czuć się bezpiecznie, poczuć, że ktoś o mnie dba - tłumaczy. Dołączyła do "Rodziny" i - jak teraz mówi - praktycznie zrezygnowała z reszty swojego życia.
Dwa lata później doszło do zbrodni w willi Polańskiego. To właśnie Krenwinkel krwią ofiar napisała na ścianie "śmierć świniom". Podczas procesu przyznała, że to ona ścigała i zadźgała jedną z ofiar - Abigail Folger, a także brała udział w zamordowaniu małżeństwa Leno i Rosemary LaBianca, do którego doszło kolejnej nocy. Krenwinkel została skazana na śmierć, ale po zmianie prawa karę zamieniono na dożywocie.
- W wieku 23 lat skończyłam w celi śmierci, siedząc w zamknięciu przez 23 godziny na dobę - wspomina. - Dopiero wtedy, z dala od Mansona, zdałam sobie sprawę, że wszystko, w co wierzyłam, było złe - dodaje. Jak tłumaczy, dotarło do niej, że musi wziąć pełną odpowiedzialność za swoje czyny, zdać sobie sprawę, ile krzywdy wyrządziła innym ludziom, tylko po to, by poczuć się kochaną. - Najsmutniejsze jest to, że moja definicja miłości była całkowicie wypaczona - dodaje.
- Dzisiaj jestem, kim wybrałam, że będę. Każdego dnia biorę odpowiedzialność za każde wypowiedziane słowo, za każdy czyn i za wszystko to, w co wierzę - podsumowuje.
Krenwinkel kilka razy wnosiła o łaskę. Za każdym razem sąd odrzucał jej prośbę. Odsiadując wyrok, w wieku 40 lat skończyła studia, wzięła udział w kilku programach samodoskonalenia, uczy czytania i pisania inne więźniarki, a ostatnio bierze udział w trenowaniu psów dla osób niepełnosprawnych.