Pastelowy strach
Zmienił oblicze malarstwa, utorował drogę artystom takim jak Wilhelm Sasnal. Idź i patrz na obrazy Luca Tuymansa w warszawskiej Zachęcie.
09.06.2008 | aktual.: 11.06.2008 10:32
Na pierwszym planie biały dom z czerwonym dachem i zielonymi okiennicami, dookoła ogródek otoczony niskim płotem. Rodzina wypoczywa nad basenem, może oczkiem wodnym. Zwykła weekendowa scena. Jednak to tylko pozory. W rzeczywistości gdzieś za białym płotem rozpościera się ściana niepokojącej czerni. Dym? Mur? Nicość? Artysta nie rozstrzyga naszych wątpliwości. Pozostawia nas sam na sam z dziwną i tajemniczą pustką zamkniętą na małym podwórku ogrodzonym białym płotem.
To obraz świetnie oddający charakter twórczości belgijskiego artysty Luca Tuymansa, który jest uważany za jednego z najważniejszych współczesnych malarzy na świecie. Od momentu rozpoczęcia kariery w końcu lat 70. maluje tak samo, czyli zwykle ołówkiem i farbami olejnymi, używając tylko pastelowych, jakby wyblakłych barw. To artysta samotnik. Nie bywa na galach i bankietach, nie pojawia się na wernisażach. Rzadko opuszcza swoją pracownię w Antwerpii, w której zresztą jeszcze kilka lat temu mieszkał. Co ciekawe, gdy siada przed płótnem, nie wstaje, póki nie uzna obrazu za skończony. Jakby chciał uchwycić moment, który za chwilę będzie już zupełnie innym kawałkiem czasu.
Dzięki Tuymansowi świat sztuki na zawsze zmienił swoje oblicze i ogłosił, że „plotki o śmierci malarstwa były głęboko przesadzone”. Artysta w swojej twórczości sięga do przeszłości, Holocaustu, wojen, ale także do prostych, codziennych historii toczących się na przedmieściach. Wygrzebuje okruchy wspomnień, pojedynczych wydarzeń, które utrwala szybkimi, nerwowymi pociągnięciami grubego pędzla. To sztuka, która każe nam zmierzyć się z faktami z przeszłości utrwalonymi na starych fotografiach. Artysta często sięga po kadry filmów dokumentalnych, fragmenty błahych przedmiotów, strzępy medialnych doniesień. W jego malarstwie możemy zobaczyć zarówno portret Joachima von Ribbentropa, jak i zniszczone wieże World Trade Center. Plama farby w kolorze wyblakłej czerwieni, żółty zaciek na ścianie, stare, trochę zniszczone różowe okulary wzbudzają dziwny niepokój, jakby zapowiadały nieszczęście. Właśnie to niedopowiedzenie w jego twórczości staje się początkiem interpretacji. Coś wam to przypomina? Słusznie, bo malarstwo
Tuymansa torowało drogę w światowym obiegu sztuki takim twórcom jak Wilhelm Sasnal.
Artysta pomija detale i ornamenty, jakby zatarł je czas. Utrwala raczej ogólny zarys sytuacji. Dzięki temu właśnie jest najwybitniejszym współczesnym portrecistą pamięci. Łączy w swoich pracach chłód bezstronnej relacji ze skrótowością sylwetek budynków i ludzi. Powstają wizerunki współczesnej, emocjonalnej pustyni, w których wyczuwalne są melancholia i dyskretna obecność zwykłego człowieka, jakby znajdował się tuż za kadrem płótna lub zaraz miał się pojawić.
Tak też jest z jego portretami, w których ujmuje tylko to, co najważniejsze: usta, oczy, nos, uszy. I szalony strach. Twarz więźnia, śmiertelnie chorego pacjenta, osoby chorej umysłowo. Zapowiedź tego, co nieuniknione, dla Tuymansa staje się rodzajem metafory przemijania, po którą często sięga w swoich pracach. Zresztą artysta, odbierając w 2000 roku prestiżowe szwajcarskie trofeum Coutts Contemporary Art Awards, stwierdził, że ludzki strach jest dla niego dużo ciekawszą inspiracją niż radość wypisana na uśmiechniętej twarzy.
Łukasz Gazur