Pasażerowie LOT dobę koczują na lotnisku w Brukseli
Co najmniej kilkudziesięciu pasażerów już od prawie 24 godzin koczuje na lotnisku w Brukseli, czekając na samolot do Warszawy. To efekt mrozu i obfitych opadów śniegu w czwartek, które utrudniły pracę brukselskiego lotniska.
18.12.2009 | aktual.: 18.12.2009 16:53
Pasażerowie, których lot był zaplanowany na godz. 15.20 w czwartek, skarżą się na chaos, brak informacji i pomocy ze strony PLL LOT. Narodowy przewoźnik odpowiada, że zrobił, co mógł, a w ciągu najbliższych godzin wszyscy powinni dolecieć do Warszawy.
"Działy się dantejskie sceny, wszystkie loty były anulowane. Najgorszy był zupełny brak informacji, co się tak naprawdę dzieje. Byliśmy przerzucani od bramki do bramki. Nie mieliśmy nawet szans poszukać noclegu" - powiedział PAP jeden z pasażerów, Szymon Karwacki. On i inni pasażerowie skarżyli się, że PLL LOT ani belgijskie linie Brussels Airlines, wspólnie obsługujące loty Bruksela-Warszawa, nie zaoferowały polskim pasażerom noclegu, a bony na posiłek dostali od LOT-u dopiero po wielu godzinach.
"Czekamy 24 godziny, w tym czasie zdążylibyśmy dojechać do Polski najwolniejszym autobusem" - skarżył się inny pasażer, Jan Staniłko. Jego zdaniem, pasażerowie zostali pozostawieni sami sobie zarówno przez przewoźników, jak i obsługę lotniska. Kilkakrotnie musieli przebukowywać bilety na kolejne samoloty, które i tak potem były odwoływane. Zdaniem pasażerów, początkowo w tej sytuacji było ok. 140 pasażerów popołudniowego lotu czwartkowego, ale ich liczba wzrosła do 200-300 po odwołaniu kolejnych lotów.
Rzecznik PLL LOT Andrzej Kozłowski przyznał w rozmowie z PAP, że opady śniegu zmusiły do odwołania niektórych połączeń między Warszawą a Brukselą, ale sytuacja wraca do normy, a na lotnisku jest jeszcze tylko 57 pasażerów, którzy zostaną zabrani najbliższym lotem w piątek.
"Wczoraj de facto dwa samoloty nie doleciały do Brukseli; jeden wylądował w Duesseldorfie. W piątek rano o godz. 11.43 odleciał rejsowy samolot poranny, który zabrał większość oczekujących pasażerów. Reszta z wczorajszych lotów jeszcze została - stąd te kumulacje pasażerów" - powiedział. Dodał, że maszyna, która wylądowała w Duesseldorfie, jest już w Brukseli, ale pasy i urządzenia na lotnisku są oblodzone i "nie ma sił ludzkich" na odprawienie pasażerów PLL LOT. Jego zdaniem, pasażerowie dostali najlepszą w tej sytuacji opiekę.
"To jest siła wyższa i w takich przypadkach zawsze występuje chaos. Nie byliśmy jedynym przewoźnikiem, który nie lądował w Brukseli - powiedział Kozłowski. - Wszyscy robią wszystko, co można w danym momencie zrobić, ale czasami nie ma możliwości, by wszystkich zadowolić". Przyznał, że mogło zabraknąć dla pasażerów miejsc w hotelach, ale "nie ma sygnałów, żeby ktoś koczował na lotnisku". "Popołudniowy rejs poleci już rozkładowo bez konieczności zbierania pasażerów" - zapewnił.
Wśród pasażerów, którzy utknęli na brukselskim lotnisku, są pracownicy polskiego MSZ i polskich think-tanków, którzy byli z wizytą w Brukseli. W kłopotach znaleźli się też m.in. były szef dyplomacji Adam Daniel Rotfeld i Marian Krzaklewski.
Śnieg i mróz spowodowały opóźnienia albo odwołania części innych przylotów na brukselskie lotnisko, m.in. z Wielkiej Brytanii, Niemiec, Austrii i Hiszpanii. Na miejscu zostali więc pasażerowie, którzy mieli lecieć z Brukseli w czwartek i piątek. Władze lotniska zapewniają w piątek, że sytuacja powoli wraca do normy, choć wciąż wiele lotów jest odwołanych albo opóźnionych. Pasy startowe wciąż są oblodzone, a pasażerom radzi się, by u przewoźników szukali informacji o godzinach odlotów swoich samolotów.
Michał Kot