Parys kombinuje, jak nie oddać kasy

"Super Express" kontynuuje sprawę Jana Parysa, byłego wiceprezesa Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, który nie zamierza oddać 100 tysięcy złotych bezprawnej nagrody. "Stosuje kruczki prawne, by opóźnić proces o zwrot pieniędzy. Teraz wpadł na nowy pomysł, jak go odwlec" - pisze dziennik.

16.08.2003 09:12

Jan Parys dostał 105 002,28 zł. Do oddania ich może go zmusić wyłącznie wyrok sądu. Po wielu perypetiach pozew Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie przeciwko Parysowi znalazł się w XII Wydziale Pracy Sądu Okręgowego w Warszawie. Po wakacjach sąd obiecał wyznaczyć pierwszą rozprawę. Na proces czekają z niecierpliwością poszkodowani przez III Rzeszę. Jednak Parys niedawno odebrał w sądzie pozew o zwrot nagrody. Miał odnieść się do zawartych w nim zarzutów Fundacji. Tymczasem złożył wniosek o zawieszenie sprawy.

W listopadzie ubiegłego roku sprawa bulwersujących nagród trafiła do I Wydziału Cywilnego Sądu Okręgowego w Warszawie. Sąd badał, czy uchwały, na podstawie których członkowie zarządu przyznawali sobie nagrody, są legalne. "Przyznawanie nagród członkom zarządu nie miało podstaw prawnych" - orzekł wówczas sąd i uchylił uchwały dotyczące premii. Fundacja Poslko-Niemieckie Pojednanie wystąpiła więc m.in. przeciwko Parysowi do sądu o zwrot pieniędzy.

Teraz Parys chce wykorzystać tamtą sprawę, by odwlec obecną. Chce, żeby proces o zwrot premii zawieszono, bo - jak argumentuje - złożył niedawno w sądzie wniosek o wznowienie tamtego postępowania. Twierdzi, że sąd nie powiadomił go o procesie dotyczącym uchwał, czym naruszył jego prawo.

Sąd cywilny nie zdecydował jeszcze, czy ponownie zajmie się sprawą uchwał. "Nawet gdyby to zrobił, finał byłby pewnie taki sam - sąd uznałby, że uchwały były nielegalne" - pisze "Super Express".

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)