Parlamentarzyści japońscy w świątyni Yasukuni
Około 200 japońskich
parlamentarzystów odwiedziło we wtorek świątynię Yasukuni, będącą
dla państw regionu symbolem japońskiego militaryzmu w latach 30. i
40. ubiegłego wieku.
18.10.2005 | aktual.: 18.10.2005 08:10
Dzień wcześniej wizytę w świątyni odbył premier Japonii Junichiro Koizumi wywołując protest Chin i Korei Południowej.
W grupie parlamentarzystów znaleźli się zarówno przedstawiciele rządzącej Partii Liberalno-Demokratycznej, jak i opozycji. Według deputowanego z ramienia demokratów Masatoshi Kuraty, posłowie w Yasukuni złożyli hołd zmarłym i modlili się o pokój.
Wszyscy parlamentarzyści, którzy tu są, bardzo dobrze wiedzą, w jaki sposób nasz kraj osiągnął pokój w ciągu 60 lat od zakończenia wojny - mówił Kurata. Odnosząc się do chińskich i koreańskich protestów tłumaczył, że każde państwo zajmuje w tej kwestii swoje własne stanowisko.
Poniedziałkowa wizyta premiera Koizumiego w świątyni Yasukuni była piątą od objęcia przez niego urzędu w kwietniu 2001 roku. Tradycyjne wizyty japońskich polityków w świątyni budzą zawsze protesty państw, które doznały japońskiej okupacji w czasach wojny, bowiem wśród 2,5 miliona tabliczek z nazwiskami poległych "w obronie ojczyzny" od 1853 roku Japończyków, w świątyni znajdują się nazwiska 14 głównych japońskich zbrodniarzy wojennych z okresu II wojny światowej.
Chiński ambasador w Tokio, Wang Yi, nazwał poniedziałkowe odwiedziny świątyni przez Koizumiego "poważną prowokacją wobec chińskiego ludu". Południowokoreański minister spraw zagranicznych Ban Ki Mun wydał oświadczenie, w którym wyraził "głęboki żal i rozczarowanie" oraz "zażądał, aby to się nie powtórzyło".
Władze w Tokio podkreślały we wtorek, że Koizumi odwiedził świątynię "jako jeden z obywateli Japonii". To zrozumiałe, że poszedł wspominać tych, którzy oddali życie za swój kraj i przyrzekli nigdy więcej nie ruszać na wojnę - tłumaczył minister obrony Yoshinori Ohno.
Koizumi wielokrotnie powtarzał, że odwiedza tokijską świątynię, aby modlić się o pokój i czcić pamięć ofiar, a nie sławić idee militaryzmu. Dodawał, że robi to "jako zwykły Japończyk", a nie szef rządu.