Park rozrywki jak obóz pracy
Oszukiwali nas przy wynagrodzeniach,
pobierali trzy razy więcej pieniędzy za mieszkanie, trzymali nas
nawet w baraku - wspomina w "Życiu Warszawy" Michał Sobieszek, który wyjechał do pracy w USA.
06.08.2004 | aktual.: 06.08.2004 06:24
Otwarcie europejskich rynków pracy sprawiło, że w naszym kraju powstała ogromna liczba agencji oferujących pośrednictwo w zatrudnieniu za granicą. Michał Sobieszek w zeszłym roku wyjechał za pośrednictwem jednej z warszawskich agencji do Stanów Zjednoczonych w ramach programu Work & Travel. Miał to być miły wyjazd z możliwością poznania amerykańskiej kultury i zdobycia bezcennego doświadczenia. Takim się, niestety, nie okazał - podaje "Życie Warszawy".
W Warszawie zwróciłem się do firmy Student Adventure, która wysłała mnie do Springfield w stanie Massachusetts. Pracowałem tam w parku rozrywki Six Flags. Wynajmowano nam akademik na terenie kampusu. Normalny student płacił 20 dolarów za tydzień, a od nas pobierali sześćdziesiąt - wspomina Michał Sobieszek, student z Warszawy. Work & Travel jest programem istniejącym na polskim rynku turystyki studenckiej od kilku lat. Każdego roku dziesiątki tysięcy studentów uczestniczą w takim programie. Pracodawca na ogół pomaga w znalezieniu mieszkania - informuje "Życie Warszawy".
Kazano nam zapłacić 200 dolarów kaucji za mieszkanie na pokrycie ewentualnych szkód, co miało zniechęcić nas do ucieczki. Ponadto grożono nam, że jeśli przerwiemy pracę, to deportują nas do kraju - mówi Sobieszek. Jak czytamy na stronie internetowej jednej z agencji zajmujących się wyjazdami studentów za granicę, parki rozrywki są rzadziej oferowane. Spodziewane wynagrodzenie to jednak 6-8 dolarów za godzinę - pisze gazeta. W Warszawie informowano nas, że będziemy zarabiać 7 dolarów za godzinę. Na miejscu okazało się, że będziemy dostawać tylko 5,50 dolara za godzinę. Pracowaliśmy po osiem godzin, a wpisywano nam w grafikach, że tylko sześć albo pięć. Zależnie od humoru - żali się Sobieszek.
Jak podkreślają organizatorzy programu, atutem są korzyści zarówno finansowe, jak i edukacyjno-poznawcze. Nie dla Sobieszka. Po trzech tygodniach postanowił opuścić to miejsce. Stało się, jak obiecywali pracodawcy. Chciano ich deportować z USA - pisze "Życie Warszawy".