Parasol ochronny nad Tuskiem został złożony
W sondażach najważniejsze są tendencje i trendy. O ile przez wiele miesięcy w roku 2009 czy 2010 trudno było jakiekolwiek trendy wychwycić, bo główne ugrupowania na politycznej scenie trwały dobrze okopane wśród swoich zwolenników, to najnowsze dane - jeśli czytać je w kontekście ostatnich trzech miesięcy - pokazują dość wyraźną tendencję. Po pierwsze - teflon premiera Tuska się zużył. Po drugie - wyraźny jest spadek notowań rządu, a także Platformy Obywatelskiej. Po trzecie - na tym spadku nie wydaje się korzystać Prawo i Sprawiedliwość. Zastanówmy się nad tymi spostrzeżeniami - proponuje Łukasz Warzecha w swoim felietonie.
24.02.2011 | aktual.: 24.02.2011 07:34
Przeczytaj też: Omówienie wyników tego sondażu - Platforma dalej traci - czy to już dno? Komentarz Wiesława Dębskiego - Zjazd po równi pochyłej Platformy
Do niedawna Donaldowi Tuskowi udawało się skutecznie realizować strategię, znaną w polityce od tysiącleci, a ujmowaną lapidarnie hasłem "źli bojarzy, dobry car". Polacy w znacznej części wydawali się nie zauważać, że istnieje jakiekolwiek połączenie pomiędzy osobą premiera a zastrzeżeniami do sposobu, w jaki sprawowana jest w Polsce władza. To samo dotyczyło poparcia dla Platformy Obywatelskiej. Miało to, rzecz jasna, wiele wspólnego z parasolem ochronnym, jaki nad premierem i jego partią trzymała znaczna część mediów. Teraz ta strategia zaczyna się walić i to w błyskawicznym tempie. Nic dziwnego, że w otoczeniu lidera partii rządzącej wyczuwa się coraz większą nerwowość.
Mechanizm tej zmiany jest bardzo interesujący - mamy do czynienia z klasycznym efektem domina. Najpierw nastąpił atak ekonomistów, zapoczątkowany przez prof. Krzysztofa Rybińskiego, potem dołączyli inni ekonomiści głównego nurtu; media zaczęły wówczas powoli zwijać ochronny parasol nad rządem, wyborcy zaczęli dostrzegać związek pomiędzy niedostatkami państwa a sposobem sprawowania władzy (szczególną rolę odegrały problemy na kolei w połączeniu z wręczeniem bukietu kwiatów ministrowi Grabarczykowi, gdy ten w szczycie kolejowej zapaści obronił się przed wotum nieufności), zaczęli doświadczać strachu o własne pieniądze w związku z zabiegami wokół OFE. Dużą rolę odegrało także fatalne rozegranie sprawy raportu MAK - można chyba założyć, że zraziło to do premiera sporą liczbę osób, dotąd ustosunkowanych do niego przychylnie bądź obojętnie, bardzo dalekich od sympatii wobec PiS.
Do chóru niezadowolonych zaczęli dołączać celebryci, będący też dla sporej grupy ludzi liderami opinii: Paweł Kukiz, Kazik Staszewski, Marcin Meller, Tomasz Karolak. Tama puściła i woda zalewa terytorium PO coraz szybciej. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że Platformę spotkało coś, co jeszcze pół roku temu było nie do wyobrażenia: modnie jest się od niej dystansować. Trudno, aby nie znalazło to odbicia w sondażach.
Na tej tendencji PiS wydaje się nie zarabiać, choć trzeba też pamiętać, że partia ta bywa w sondażach poważnie niedoszacowana. Nie widać tu jednak - nawet uwzględniwszy ten efekt - bezpośredniego przepływu poparcia. Nic zresztą dziwnego - od wielu miesięcy Jarosław Kaczyński emablował elektorat bardziej radykalny, lekceważąc potrzebę zbliżenia się do wyborców umiarkowanych. Możliwe jednak, że teraz będzie chciał to nadrobić, o ile za miarodajny sygnał można uznać założony w Salonie24 blog, na którym prezes PiS nie tylko wyłożył spokojnie i merytorycznie swoje poglądy na kwestię tzw. gospodarczego patriotyzmu, ale następnie rzeczowo odpowiedział na polemiczne komentarze. Oczywiście proces budowy wizerunku odmiennego niż zyskany po wyborach prezydenckich byłby trudny i bez gwarancji powodzenia, ale nie niemożliwy. Zwłaszcza że w porównaniu z szefem rządu Jarosław Kaczyński ma wiele do powiedzenia na istotne dla kraju tematy. Teraz jego problemem jest, aby przebić się z tymi wypowiedziami do ludzi, bo media
wciąż mają tendencję do zajmowania się nie tym, co mówi lider PiS, ale czy ma czyste buty albo czy nie boli go gardło.
PO z pewnością będzie się starała odwrócić niekorzystny dla siebie trend przy okazji objęcia przez Polskę prezydencji w UE. Możemy się spodziewać, że te kilka miesięcy od lipca do października będzie jednym wielkim propagandowym spektaklem, z poklepywaniem po plecach przez europejskich przywódców, z ładnymi obrazkami i mnóstwem pochwał pod naszym adresem. Ciekawe, czy wyborcy poznają się na pustocie tego przedstawienia.
Jeśli ktoś na spadku poparcia dla PO zyskuje, to SLD, choć nie jest to wzrost lawinowy. Można się jednak spodziewać, że w przyszłym sejmie to lewica będzie najbardziej pożądanym partnerem koalicyjnym, stanowiąc mocną, trzecią siłę. Nie sposób dziś wykluczyć żadnej koalicyjnej kombinacji - począwszy od najoczywistszej (PO+SLD) na pozornie mało prawdopodobnej skończywszy (PiS+SLD+ewentualnie PSL).
Rozczarowaniem jest wynik PJN poniżej wyborczego progu, na którego granicy to ugrupowanie wciąż balansuje. Trudno jednak, aby było inaczej, skoro ta i tak niespójna grupa nie potrafi wyraźnie określić własnej tożsamości. Dla większości wyborców PJN jawi się jako mało wyrazista zbieranina mało znanych polityków. Politycy PJN budują obecnie struktury terenowe, licząc na mocną kampanię na prowincji. Czy to się powiedzie? Moim zdaniem bez wyrazistego przekazu na centralnym poziomie - nie.
I jeszcze jedna ciekawa rzecz: stosunkowo wysokie poparcie dla Bronisława Komorowskiego, mimo niezliczonych kiksów, wpadek i niezręczności, które stały się znakiem firmowym polskiego prezydenta. To zapewne trochę wciąż efekt nowości, a trochę premia za samą pozycję głowy państwa, z zasady postrzeganej - pod warunkiem przychylności mediów, a tę Bronisław Komorowski raczej ma - jako nie zaangażowanej bezpośrednio w spory polityczne. Co oczywiście nie jest prawdą, ale liczy się wrażenie.
Uwagę zwraca jednak bardzo wysoka liczba - prawie jedna trzecia - osób bez zdania na temat działalności prezydenta. I to powinien być dla Bronisława Komorowskiego dzwonek ostrzegawczy.
Łukasz Warzecha specjalnie dla Wirtualnej Polski