Paragraf na grzyba
Na krakowskich targowiskach prawdziwy wysyp podgrzybków, kurek i kozaków. Zgodnie z prawem, każdy sprzedawca grzybów powinien posiadać specjalny atest wystawiony przez klasyfikatora. Niestety, spośród 48 placów handlowych w Małopolsce, tylko dwa spełniają wymogi.
Grzybiarzy nikt nie kontroluje, a do szpitali codziennie trafiają osoby z zatruciami. Polskie przepisy mówią jasno: handel grzybami dozwolony jest jedynie na placach targowych. Dodatkowo, właściciel targowiska zobowiązany jest do zatrudnienia tzw. klasyfikatora lub grzyboznawcy, który ocenia, czy grzyby nadają się do sprzedaży. Tymczasem w Krakowie specjalistów od grzybów zatrudniają jedynie targowiska na Starym Kleparzu i przy Hali Targowej.
Grzyboznawcy i klasyfikatorzy
Klasyfikatorem może zostać praktycznie każdy. Wystarczy,że ukończy specjalistyczny kurs i otrzyma świadectwo od Wojewódzkiej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej. Grzyboznawca musi spełnia więcej wymogów: wyższe wykształcenie oraz zdobyć uprawnienia, które wydaje tylko Państwowy Wojewódzki Inspektorat w Poznaniu.
Podobnych fachowców jest jednak w Polsce niewielu. Targowiska starają się obejść przepisy i zamiast zatrudniania grzyboznawcy, wywieszają regulamin, który informuje o konieczności posiadania atestu na sprzedaż grzybów - mówi Wiesław Kamiński, grzyboznawca. Nielegalnym handlarzom za brak pozwolenia grozi kara grzywny, ale kończy się tylko na groźbach.
Grzybki spod lady
Na Starym Kleparzu wszystko działa jak należy. Sprzedawcy grzybów, na prośbę klienta, okazują stosowny atest. Dokument, podpisany przez klasyfikatora lub grzyboznawcę, zawiera informacje o gatunku i pochodzeniu grzybów. Jest ważny przez 48 godzin. Niestety, na innych targowiskach sytuacja nie wygląda równie dobrze. Przykład stanowi Nowy Kleparz, w którego centralnej części codziennie można spotkać panie sprzedające wiejskie sery. Jedna z nich, zapytana czy można u niej kupić grzyby, zaprzecza. Po chwili przypomina sobie o wiaderku pełnym kozaków, stojącym pod lada.
Dziś rano zbierane. Za dychę je panu sprzedam - oferuje. To prawdziwa okazja, bo na stoisku kilkanaście metrów dalej kosztują 20 złotych za kilogram. Handlarka zaczyna jednak żałować, gdy pada pytanie o atest, pozwolenie na sprzedaż. Ja gwarantuję, że są dobre - mówi speszona i zabiera grzyby.
Jeszcze mniej rozsądne jest kupowanie grzybów u przydrożnych handlarzy, od których roi się pod Krakowem. O ile na placach targowych czai się jeszcze widmo kontroli, to ci drobni handlarze są kompletnie bezkarni - twierdzi Kamiński.
Przy małopolskich drogach często spotka można dzieci sprzedające grzyby. To dla nich niezły zarobek, bo koszt kilograma waha się pomiędzy 20 a 40 zł, a dla ich klientów to igranie z losem. W ubiegłym roku do Szpitala Rydygiera trafiło ok. 100 osób z objawami zatrucia grzybami. W tym roku sezon grzybowy nie jest jeszcze w pełni, a placówka przyjęła już 20 pacjentów. W ostatnim czasie przyjmujemy po dwie, trzy osoby dziennie - mówi dr Piotr Chydzik z Oddziału Toksykologii.
Najcięższe przypadki dotyczą zatruć muchomorem sromotnikowym. Można go porównać do bomby z opóźnionym zapłonem. To podstępna roślina. Bóle żołądka po jego spożyciu szybko ustępują, dlatego ludzie często lekceważą problem. Prawdziwe kłopoty pojawiają się dopiero po trzech, czterech dniach, ale wtedy jest już za późno, bo toksyny zdążyły wyrządzić spustoszenie w organiźmie - mówi Stanisław Pawlus z małopolskiego sanepidu. W całym ubiegłym roku było podobnych przypadków kilka. W tym roku, na szczęście, żadnego.
Również co roku Szpital Uniwersytecki na Prokocimiu notuje po kilka przypadków zaburzeń żołądkowych po spożyciu grzybów przez dzieci. Głównie przez bezmyślność rodziców, którzy nie wiedzą, że dzieciom do siódmego roku życia nie wolno ich podawać - komentuje Pawlus.
Arkadiusz Błaszczyk