"Papieskie liceum" pod lupą Pitery
Liceum im. Marcina Wadowity w Wadowicach chlubi się tym, że uczęszczał do niego Karol Wojtyła. W mieście każdy nazywa szkołę "papieskim liceum". Tymczasem dyrektor placówki Jan S. jest podejrzany o fałszowanie dzienników lekcyjnych i wyłudzanie pieniędzy. Zarzuty postawiła mu także Państwowa Inspekcja Pracy (PIP), a "papieskim liceum" zainteresowała się minister do spraw przeciwdziałania korupcji
Julia Pitera - dowiedziała się "Gazeta Krakowska".
20.12.2007 | aktual.: 20.12.2007 08:08
Do mojego biura poselskiego zwrócili się nauczyciele z tej szkoły, wskazując na nieprawidłowości w zarządzaniu placówką - wyjaśnia Pitera. Po jej interwencji szkołę skontrolowali wizytatorzy z krakowskiego kuratorium. Stwierdzili, że w liceum dochodziło do licznych nieprawidłowości przy zatrudnianiu nauczycieli i ocenianiu uczniów. Pitera spowodowała też, że do akcji wkroczyła inspekcja pracy. Końcowy raport trafił właśnie do starostwa powiatowego, prokuratury oraz kuratorium oświaty.
Przed sądem w Wadowicach dyrektor będzie musiał wyjaśnić, dlaczego - jak stwierdziła PIP - nie wypłacał terminowo pensji nauczycielom, wypowiadał umowy o pracę nauczycielom mianowanym niezgodnie z prawem, nie potwierdził na piśmie zawartych z nimi umów o pracę oraz nie ujawnił wypadku przy pracy jednego zápracowników technicznych. Ostatni zarzut to dopuszczenie "pracownika technicznego do wykonywania pracy niesprawną wiertarką udarową".
Dyrektorowi grozi grzywna do 30 tys. złotych. Po zawiadomieniu inspektorów prokuratura ma zająć się także "uporczywym i złośliwym naruszaniem praw pracowniczych przez dyrektora placówki". W tej chwili prokuratura prowadzi już śledztwo w sprawie fikcyjnych lekcji w szkole. Janowi S. postawiono zarzuty wielokrotnego fałszowania dzienników lekcyjnych. Dyrektor wpisywał do nich, że odbył lekcję, a w tym samym czasie był np. w Warszawie. Kwota, jaką dzięki fałszowaniu dzienników miał wyłudzić dyrektor, to... 135 zł.
Pracę liceum nadzoruje starostwo. W powiecie rządzi koalicja PiS-PO. Wicestarosta Mirosław Nowak mówi, że trudno odwołać dyrektora, który nie został prawomocnie skazany. Podejrzenia nie zostały potwierdzone nawet aktem oskarżenia. Śledztwo ciągnie się już ósmy miesiąc i nie może się skończyć - przekonuje. Dyrektor twierdzi natomiast, że nie jest zmęczony pracą w szkole. Nie zamierzam z niej odchodzić, jakby niektórzy chcieli. Będę się bronić w sądzie - mówi Jan S.
Co o zamieszaniu wokół swojej szkoły myślą uczniowie? Listę zarzutów inspekcji pracy powiesili w toalecie szkolnej. Niedawno przed szkołą ulepili sympatycznie wyglądającego bałwana, dorobili mu wąsa na wzór dyrektorskiego i podpisali z imienia i nazwiska - czytamy w "Gazecie Krakowskiej". (PAP)