Państwo teoretyczne w praktyce. Wymyślony ekspert dostał tajne dane
Prowokacja dziennikarzy serwisu energetyka24.com przeszła ich najśmielsze oczekiwania. Wymyślony przez nich ekspert uzyskał tajne dane z resortu, "jedynkę" w branżowym portalu i propozycję współpracy z jednym z liderów opozycji. A co gdyby takiego "fachowca" stworzył wywiad obcego państwa?
24.05.2018 | aktual.: 24.05.2018 12:21
Piotr Niewiechowicz to inżynier i ekspert od energetyki. Po 9 latach pobytu w Stanach Zjednoczonych wrócił do Polski i szybko zdobył uznanie w branży. Od współpracujących z rządem otrzymał wrażliwe informacje na temat budowy gazociągu Baltic Pipe, opublikował na łamach cenionego portalu artykuł o wpływie morświnów na tę inwestycję, a lider jednej z partii opozycyjnych zaproponował mu współpracę.
Co byłoby dalej? Może praca w resorcie? Może stała współpraca z branżowym medium i wpływanie na opinię publiczną? To mogło się wydarzyć, ale dziennikarze Piotr Maciążek i Jakub Wiech odkryli karty - Piotr Niewiechowicz nie istnieje. By oszukać media i polityków wystarczyła skrzynka mailowa, konto na Twitterze i trochę czasu. To przerażająco niewiele.
Do wymyślonego eksperta sam zgłosił się członek zespołu Piotra Naimskiego. To pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. Odpowiadający za Baltic Pipe, kluczową inwestycję, która ma uniezależnić Polskę od gazu z Rosji. Po kilku tygodniach człowiek Naimskiego zasypał go informacjami na tyle wrażliwymi, że nawet teraz, po ujawnieniu prowokacji, redakcja serwisu energetyka24.com ich nie ujawnia.
Niewiechowicz bez problemu opublikował na tzw. jedynce konkurencyjnego, cenionego portalu artykuł z informacjami wyssanymi z palca. Przed publikacją nie wprowadzono w nim żadnych korekt, nie zweryfikowano żadnej z podanych w nim informacji, chociaż, jak piszą autorzy, zajęłoby to redakcji kilka godzin.
Sprawdzenie, czy Niewiechowicz faktycznie istnieje zabrałoby jeszcze mniej czasu. Trzydzieści sekund. Tyle wystarczy, by sprawdzić, że to nazwisko po prostu nie istnieje w języku polskim. Że pan Piotr poza kontem na Twitterze i kilkoma opublikowanymi tekstami nie zostawił po sobie żadnego śladu w sieci. Od 7 grudnia, momentu "narodzin" eksperta, nikt nie zadał sobie tego trudu.
"Zaistniała sytuacja uświadamia nam [...], jak bardzo wszyscy jesteśmy narażeni na celowe wprowadzanie w błąd i oddziaływanie tzw. fake news. Rozpoczęliśmy prace nad udoskonaleniem procedur pozwalających na wychwycenie w porę tego typu manipulacji" - skomentował zaistniałą sytuację dla "Presserwisu" redaktor naczelny portalu, który padł ofiarą prowokacji. Mniej odwagi miała strona rządowa - Piotr Naimski przebywający obecnie w USA nie odbiera telefonów, a zespół prasowy ministerstwa nie skomentował sprawy.
"Gdyby (...) za Niewiechowiczem stał np. wywiad obcego państwa to mógłby z łatwością wpompować w obieg parlamentarny kompletnie fałszywe informacje" - piszą autorzy prowokacji. Niestety, słowo "gdyby" jest tu zbędne. Inicjatywa dziennikarzy serwisu energetyka24.com pokazuje, jak łatwo wodzić za nos opinię publiczną i polityków. W pół roku i w zasadzie "po godzinach" stworzyli człowieka, który, gdyby chciał, mógłby kontynuować "karierę" jako współpracownik ministerstwa, ekspert opozycji czy czołowy dziennikarz. Pytanie, czy takich Niewiechowiczów jest więcej, jest niestety bardzo naiwne.
To nic innego jak wojna hybrydowa. Ale komu chce się poświęcić pół minuty na sprawdzenie, czy dana osoba faktycznie istnieje?
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl