"Pan Kurczak", 4 miliony w gotówce i interwencja u ministra Zbigniewa Ziobry
Czy Serhii Martyniak, były ukraiński deputowany i właściciel firmy "Pan Kurczak”, padł w Polsce ofiarą wyłudzenia? Tak twierdzi ambasador Ukrainy. Prokuratura, która zajmowała się już raz sprawą, odmówiła wszczęcia śledztwa. Jednak po interwencji dyplomatycznej w Ministerstwie Sprawiedliwości postępowanie wszczęto na nowo. Równocześnie w sądzie toczy się sprawa o naruszenie nietykalności cielesnej współpracownika ukraińskiego posła.
Kilka dni temu w sprawę zaangażował się także poseł Porozumienia Kamil Bortniczuk, który zwrócił się z interpelacją do ministra sprawiedliwości w sprawie perypetii ukraińskiego polityka. Poseł prosi w niej o objęcie sprawy nadzorem Prokuratury Krajowej.
Chodzi o wyłudzenie, którego ofiarą miał w Polsce paść były deputowany Rady Najwyższej Ukrainy Serhii Martyniak. Za naszą wschodnią granicą jest on znany głównie jako właściciel firmy "Pan Kurczak”. Spółka jest jednym z największych producentów mięsa drobiowego na Ukrainie.
Interwencja ambasadora
Z naszych informacji wynika, że ukraińskie władze traktują to, co spotkało Martyniaka w Polsce, bardzo poważnie. Ambasador Ukrainy Andrij Deszczyca wystąpił o pomoc w tej sprawie do wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego. "Zwracam się z uprzejmą prośbą o to, żeby pan minister osobiście przyjrzał się tej sprawie, podjął wszelkie możliwe środki prawne i nadzorcze w celu udzielenia ochrony prawnej pokrzywdzonemu w tej sprawie ukraińskiemu przedsiębiorcy” – czytamy w liście.
Na tym jednak nie koniec. Nieoficjalnie nasi rozmówcy twierdzą, że temat "Pana Kurczaka” został też poruszony podczas niedawnego spotkania wicepremiera Ukrainy Oleksija Reznikova z wicepremierem Jarosławem Gowinem. Ministerstwo Rozwoju, które zapytaliśmy o to, czy sprawa Martyniaka była poruszana podczas wizyty wiceszefa ukraińskiego rządu, nie zaprzecza. "Obie strony poruszyły temat barier napotykanych przez przedsiębiorców na rynkach polskich i ukraińskich. Kwestia ta jest przedmiotem szczegółowych analiz zarówno po stronie polskiej, jak i ukraińskiej” – czytamy w odpowiedziach resortu kierowanego przez Gowina.
Trudno dziwić się gorliwości przedstawicieli władz Ukrainy – polskie organa ścigania przez wiele miesięcy doniesienia o wyłudzeniu, którego ofiarą miał paść "Pan Kurczak”, traktowały w co najmniej kontrowersyjny sposób.
Pierwsze zawiadomienie w tej sprawie zostało złożone przez współpracownika Martyniaka jeszcze w grudniu 2019 r. w Prokuraturze Rejonowej w Kluczborku.
- Z tego co mi przekazano, po ponad sześciu miesiącach bezczynności, funkcjonariusz policji w Opolu w czerwcu 2020 r. wydał decyzję o odmowie wszczęcia śledztwa – mówi Wirtualnej Polsce Martyniak. I dodaje: - Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ta sprawa została zlekceważona i odmówiono wszczęcia śledztwa. Zdecydowałem się złożyć osobiście zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - dodaje.
Ochroniarz odprawia Pana Kurczaka z kwitkiem
Tym razem w sprawę zaangażowała się Prokuratura Regionalna we Wrocławiu, która zobowiązała do odebrania zawiadomienia opolską okręgówkę. Czynności miał osobiście przeprowadzić wiceszef tamtejszej prokuratury Henryk Wilusz. Ale, jak ustaliła Wirtualna Polska, w przypadku tego postępowania również doszło do kontrowersyjnego zachowania śledczych.
- Prokurator zapewnił mojego pełnomocnika, że zajmie się tą sprawą osobiście i przeznaczył na jej przeprowadzenie cały dzień. Specjalnie przyleciałem do Polski, następnie stawiłem się umówionego dnia wraz z pełnomocnikiem i tłumaczem, którego zorganizowaliśmy we własnym zakresie. Ku mojemu zdumieniu pracownik ochrony, w drzwiach prokuratury, poinformował mnie, że odebranie zawiadomienia o przestępstwie ma zostać przeprowadzone na policji i mamy udać się na komendę w Opolu, do tego samego funkcjonariusza, który uprzednio odmówił wszczęcia śledztwa w tej sprawie - twierdzi Serhii Martyniak.
Na posterunku policji - zamiast zawiadomienia - złożył on jedynie oświadczenie opisujące całą sytuację. - Wyraziłem też przekonanie, że sprawą powinien zająć się osobiście prokurator - dodaje.
Były ukraiński deputowany, a obecnie przedsiębiorca o całej sprawie poinformował ukraińską ambasadę. Ambasador Ukrainy Andrij Deszczyca w piśmie do Ministerstwa Sprawiedliwości nazywa postawę organów ścigania "lekceważącą i niechętną”.
O samym Martyniaku dyplomata pisze zaś w samych superlatywach: "W życiu publicznym i w biznesie dał się poznać jako osoba kompetentna, rzetelna, słowna i niezawodna (…). 'Pan Kurczak' posiada ponad 20-letnią historię i jest jednym z największych przedsiębiorstw rolno-przemysłowych zajmujących się produkcją mięsa drobiowego na Ukrainie. Prowadzi działalność w wielu państwach, posiada kontrahentów na całym świecie”.
Pytana przez WP o sprawę Prokuratura Krajowa potwierdza nam ustalenia. - W listopadzie 2020 roku do Prokuratury Krajowej z Ministerstwa Sprawiedliwości wpłynęła korespondencja ambasadora Ukrainy dotycząca tego postępowania. Została przekazana Prokuratorowi Regionalnemu we Wrocławiu. Stwierdzono potrzebę przeprowadzenia dodatkowych czynności procesowych, zmierzających do poszerzenia materiału dowodowego - informuje nas biuro prasowe Prokuratury Krajowej.
4 mln zł w gotówce, 160 tys. euro prowizji
Cała historia rozpoczęła się w 2019 r., gdy Martyniak postanowił zainwestować w zakład przetwórstwa mięsnego w Namysłowie. Wydawało się, że to świetny interes: polscy partnerzy "Pana Kurczaka” twierdzili, że posiadają wyłączne prawa do znaków towarowych rozpoznawalnych na międzynarodowych rynkach (jak się później okazało, zdaniem Urzędu Patentowego znaki zarejestrowano w złej wierze, a zgłoszenie miało charakter blokujący).
Początkowo transakcja miała opiewać na 6 mln zł i Polacy zażądali od razu płatności w gotówce. - Byłem zaskoczony takim warunkiem i podchodziłem nieufnie, szczególnie że ich oczekiwanie dotyczyło jednorazowej płatności w gotówce całości kwoty – wspomina Martyniak. Ostatecznie, po konsultacji z prawnikami, przystał na zapłatę 4 mln zł w dwóch transzach.
Jak zapewnia, pieniądze zostały wwiezione do Polski legalnie, co potwierdzają dokumenty celne i dewizowe. Zgodnie z umową inwestor ukraiński miał odpowiadać za zaopatrzenie zakładu przetwórstwa mięsnego w surowiec wytwarzany na Ukrainie, a pozostali udziałowcy odpowiadali za bieżące zarządzanie operacyjne spółką i zbyt produktów mięsnych.
Szybko się okazało, że interes napotkał na przeszkody. Zdaniem ukraińskiego biznesmena przy jednej z transakcji jedna z polskich wspólniczek miała dla siebie wyprowadzić 160 tysięcy euro prowizji za pośrednictwo w zakupie surowca.
Zaraz potem polscy partnerzy pozbawili prezesury w spółce współpracownika Martyniaka. Gdy ten pojawił się w zakładzie, jak twierdzi, siłą go wypchnięto i wrzucono do kałuży. Według prywatnego aktu oskarżenia, którym od kilkunastu miesięcy zajmuje się sąd w Kluczborku, Polacy mieli naruszyć nietykalność cielesną ukraińskiego przedsiębiorcy.
Firmowy spór był już przedmiotem postępowania śledczych. Ich decyzja była niekorzystna dla Martyniaka.
- Prokuratura Rejonowa w Kluczborku prowadziła postępowanie sprawdzające w sprawie oszustwa, do którego miało dojść w związku z umowami zawartymi w sierpniu 2018 r. pomiędzy spółkami C.oraz C.T. Postanowieniem z dnia 25 czerwca 2020 r. odmówiono wszczęcia śledztwa. Orzeczeniem z dnia 30 września 2020 r. Sąd Okręgowy w Łodzi utrzymał w mocy postawienie o odmowie wszczęcia śledztwa. Serhii Martyniak w dniu 29 stycznia 2021 r. złożył zawiadomienie o przestępstwie, które dotyczyło zaszłości poruszonych w opisanym postępowaniu - informuje Wirtualną Polskę Stanisław Bar, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu.
Polscy przedsiębiorcy, którzy są w sporze z ukraińskim byłym deputowanym, od kilku dni nie odpowiedzieli na pytania Wirtualnej Polski.
Poseł Kamil Bortniczuk, autor interpelacji w tej sprawie, w piśmie zwraca się do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro z prośbą o "zlecenie analizy prawnej okoliczności sprawy oraz rozważenie zarekomendowania Prokuraturze Krajowej objęcia nadzorem postępowania". Odpowiedź - według naszych informacji - minister ma udzielić w marcu.