Trwa ładowanie...
d3ybjv4
12-02-2004 06:00

Pamięć genetycznie modyfikowana

Kto obejrzy nową wystawę Zbigniewa Libery, nie będzie już mógł odróżnić prawdy od manipulacji. Artysta podpatrzył, jak media kreują historię, i postanowił zrobić to samo. Efekt jest zdumiewający.

d3ybjv4
d3ybjv4

Ludzie dzielą się na tych, którzy zaraz po przeczytaniu wyrzucają gazety, i na tych, którzy odkładają je na jakieś niesprecyzowane potem. Spośród tych drugich z pewnością niejedna osoba zachowała gdzieś 15. numer "Przekroju" z 13 kwietnia 2003 r. Szczęśliwcom radzimy ów egzemplarz odszukać, odkurzyć i albo oprawić w ramkę i powiesić na ścianie, albo dobrze schować dla potomności. Otóż tamten numer z iracką kobietą obejmującą amerykańskiego żołnierza na okładce jest dziełem sztuki. Wtedy w kiosku kosztował 3,70 złotego, ostatnio w warszawskiej galerii Raster można go było kupić za sto złotych.

W czerwcu ubiegłego roku zaczęło się wystawowe życie tego egzemplarza naszego pisma. Najpierw była Warszawa. Od jutra pokazywany będzie w łódzkiej galerii Atlas Sztuki. Równocześnie oglądać go mogą mieszkańcy krajów nadbałtyckich. Niebawem trafi do galerii w Berlinie i Luksemburgu. Niedługo i sto złotych za ów numer to będzie śmiesznie mało. Kto go ma, niech czuje się kolekcjonerem.

POTĘGA MISTYFIKACJI

- Bagdad zdobyto 11 kwietnia, numer z moją okładką ma datę 13 kwietnia, ale do kiosków trafił 10, na dzień przed tryumfem Amerykanów - wylicza Zbigniew Libera, artysta, autor zdjęcia, które zrobiło karierę jako „Sen Busha" i z okładki „Przekroju" uczyniło dzieło sztuki. - To był niesłychany zbieg okoliczności. W dodatku wtedy trwała kampania reklamowa waszego pisma, przez co oddziaływanie tego zdjęcia na opinię publiczną było zwielokrotnione. Chodziłem po Warszawie i robiłem dokumentację tej unikalnej akcji artystycznej. Sfabrykowane przeze mnie zdjęcie, całkowicie nieprawdziwe, powiększone do rozmiarów billboardu, widoczne było w całym mieście. I jako okładka pisma informacyjnego odnosiło się - w przekonaniu ludzi - do zdobywanego właśnie Bagdadu. To było niezwykłe zderzenie prawdy i manipulacji. Doskonały przykład gry, jaka toczy się pomiędzy rzeczywistością i środkami masowego przekazu, które tę rzeczywistość przetwarzają i dostarczają ludziom - mówi Libera.

Iracka kobieta i amerykański żołnierz padający sobie w objęcia - Zbigniew Libera zaaranżował tę scenę w warszawskim studiu fotograficznym zaraz po wybuchu wojny przeciwko Saddamowi Husajnowi. Miała obnażać machinę propagandy wojennej. Kontrast pozytywnego, optymistycznego zdjęcia z tym, co agencje fotograficzne przesyłały z frontu, był uderzający. A potem przyszło zdobycie Bagdadu.

d3ybjv4

- Telewizje na całym świecie pokazały zdjęcia łudząco podobne do mojego. Każdy widział, jak rozradowani Irakijczycy obalają pomnik Saddama w centrum stolicy. A tymczasem to była taka sama manipulacja - opowiada artysta. Istotnie - dziennikarze „Washington Post" i BBC kilka dni potem ujawnili, że obalanie pomnika na bagdadzkim placu Firdos było zaaranżowane przez amerykańską armię. Wybrano pomnik leżący tuż przed hotelem Palestine, gdzie zakwaterowano zachodnich korespondentów. Skwer otoczyły czołgi, a do obalania pomnika zapędzono grupę współpracowników Ahmeda Chalabiego, emigracyjnego lidera opozycji irackiej. Kilkunastu „obalaczy" przywiozły na plac amerykańskie transportery opancerzone.

- Zawsze fascynowały mnie media i sztuczki, jakich używają. Postanowiłem spróbować własnych sił na tym polu. Zabawiłem się w dziennikarza, w fotografa i równocześnie w wydawcę. Okazało się, że w ten sposób mogę dyktować opinii publicznej, co jest prawdą, a co nie. Mogę opowiedzieć własną wizję wydarzeń politycznych, wylansować cenionych przez siebie artystów. Stworzyć alternatywną hierarchię sztuki - mówi Libera, który przez ostatnie kilkanaście miesięcy zabawiał się w samozwańczego „pana od historii". Zapisem jego „lekcji" jest łódzka wystawa pod tytułem „Mistrzowie i Pozytywy" czynna od 13 lutego.

KTO JEST KIM

Ludzie często zapominają, że prasa, radio i telewizja to nic innego jak podręczniki dla dorosłych. Podręczniki nie pokazują prawdy, tylko przekazują pewną jej wizję. Dlaczego jedne wydarzenia trafiają na czołówki gazet, a inne nie? To przecież jest zawsze czyjaś decyzja.

- Dawne autorytety zostały dziś całkowicie wyparte przez prasę. To media decydują o wartościach. Media selekcjonują i interpretują. W sztuce to widać najwyraźniej. Prasa zastępuje dziś instytucje artystyczne, galerie, krytyków i kuratorów. Nie wystarczy zrobić dzieło sztuki. Ono jeszcze musi zostać sfotografowane i pokazane w gazetach. Dopiero wtedy istnieje - mówi Libera.

d3ybjv4

Jaki obraz polskiej sztuki ostatnich kilkudziesięciu lat pokazują media? Wiadomo. Magdalena Abakanowicz, a przede wszystkim Tadeusz Kantor. Kto wielkim artystą jest - to zostało już dawno temu zadekretowane. Ten panteon wielkich awangardowych artystów o międzynarodowej sławie wolna Polska przejęła po PRL i nikt żadnej dyskusji na ten temat nie przeprowadził. Dlaczego ci, a nie inni artyści są naszymi mistrzami? Bo są.

- Najpierw wpadłem na pomysł, by zrobić cykl prac imitujących strony z gazet. Ale równocześnie zrozumiałem, że muszę tej siły, jaką mają media, użyć w taki sam sposób, jak to one robią. Czyli muszę kogoś wylansować! I fantastycznie się złożyło, bo mamy w Polsce co najmniej kilkoro artystów ignorowanych przez prasę, instytucje, krytyków, a zdecydowanie wartych przypomnienia. To ich twórczość w latach 70. była zapowiedzią tego, co się dzieje w sztuce obecnie. Właśnie oni, bardziej niż Kantor, zasługują dziś na miano mistrzów - tłumaczy Zbigniew Libera.

Jego cykl „Mistrzowie" to samodzielnie podjęta przez artystę próba promocji w mediach. Libera zabawił się w menedżera. W lobbystę. Udało mu się przepchać swoich podopiecznych wysoko.

d3ybjv4

PIERWSZA STRONA "WYBORCZEJ"

Na ścianach galerii Atlas Sztuki wiszą fotografie sfałszowanych gazet. Jest „Magazyn Gazety Wyborczej" z wielkim zdjęciem 80-letniego Jana Świdzińskiego na okładce. Jest pierwsza strona „Wyborczej" z nagłówkiem „Partum nie żyje". Są strony „Polityki" z artykułem o Anastazym Wiśniewskim i Leszku Przyjemskim. Jest polskie wydanie „Paris Matcha" z wielostronicowym wywiadem z Zofią Kulik.

Te nazwiska, może z wyjątkiem Zofii Kulik, nie mówią nic szerszemu gronu odbiorców polskiej sztuki. Nazywa się tych artystów neoawangardą. Łączyło ich rozumienie sztuki jako zjawiska społecznego. Otwartego na ludzi i rzeczywistość, z którą wchodzi w dialog. Nie sztuka dla sztuki. Nie sztuka „czysta".

W 1975 roku na łamach oficjalnego tygodnika „Kultura" Wiesław Borowski, szef galerii Foksal, nazwał tych artystów „pseudoawangardą". Napisał, że są szkodliwi dla kultury polskiej. Warszawska galeria Foksal przez lata była świątynią sztuki oderwanej od jakiegokolwiek kontekstu społecznego. Sztuki skoncentrowanej na sobie. Zaś neoawangarda – „pseudoawangarda" - faktycznie była szkodliwa dla kultury polskiej. Dla socjalistycznej kultury - bo drwiła z władzy, podważała ustalony porządek. Dlatego w PRL skazano tych niewygodnych artystów na zapomnienie, a wywyższono innych, którzy z władzą i społeczeństwem nie zadzierali. A potem wszyscy się przyzwyczaili. I tak zostało.

d3ybjv4

- Mój cykl ,Mistrzowie" nikogo nie zwala z piedestału, a tylko oddaje sprawiedliwość tym, którym należy się lepsze miejsce w historii polskiej sztuki. Zapominanie o tamtych artystach jest kastrowaniem własnego dziedzictwa. To ważne także dla mnie - nie chcę funkcjonować w sztuce jako dziecko przypadku. Ja z moją sztuką nie spadłem na spadochronie. Moimi korzeniami są właśnie ci artyści neoawangardowi - mówi Libera.

- Gdyby przez ostatnie kilkanaście lat gazety wykazały trochę dobrej woli i podjęły próbę napisania historii polskiej sztuki na nowo, dzisiejsza sztuka młodych artystów byłaby bardziej zrozumiała. Gdyby artykuły o Partumie czy Świdzińskim ukazywały się tam, gdzie trzeba, nie byłoby dziś nawrotu cenzury. Nie byłoby skandali z zamykaniem wystaw. Opinia publiczna byłaby lepiej przygotowana na kontakt ze sztuką, która stawia widzom trudne pytania.

CHE GUEVARA WIECZNIE ŻYWY

Oprócz „Mistrzów", czyli fikcyjnych numerów gazet lansujących prawdziwych artystów, Libera pokazuje w Łodzi zdjęcia z cyklu „Pozytywy". Także i one są zabawą prawdą i fałszem - jak w wypadku „Snu Busha" z okładki „Przekroju".

d3ybjv4

Cykl stanowi osiem zdjęć, z których każde wydaje się znajome. Z podręcznika szkolnego, z encyklopedii, z telewizji, z gazet, z Internetu. Artysta świadomie wybrał najbardziej stereotypowe fotografie reporterskie. Przełamywanie polskiego szlabanu granicznego przez Niemców 1 września 1939 r., poparzona napalmem wietnamska dziewczynka, rozłożone przed boliwijskimi oficerami ciało legendarnego rewolucjonisty Ernesta Che Guevary. Z tych fotografii utkana jest nasza wiedza o świecie.

- Kultura staje się naturalnym środowiskiem człowieka. W przyrodzie trwa ewolucja. Mnie interesuje, jak ewoluują pewne stałe elementy kultury, na przykład te słynne zdjęcia. Genetycy ingerują w żywe organizmy. Ja się zabawiłem w kogoś, kto ingeruje w żywe struktury pamięci. Zostałem „memetykiem". Libera wziął na warsztat utrwalone w zbiorowej pamięci zdjęcia reporterskie. Podłubał i ze zdjęć tragicznych wyszły mu wesołe.

Wycieńczonego Che Guevarę troskliwi boliwijscy żołnierze częstują cygarem. Poparzona napalmem ofiara amerykańskiego imperializmu stała się rozbawioną golaską. Amerykanie pokazali wojnę jako radosne obalanie pomnika Saddama. Libera ostrzega, byśmy byli czujni wobec tego, co nam podsuwają do oglądania.

d3ybjv4

Splątanie fikcji i faktów w pracy Libery jest niemal tak silne jak w świecie realnym. Obok zdjęć sfałszowanych pism na wystawie wisi zdjęcie prawdziwej okładki „Przekroju", tyle że ze sfałszowanym zdjęciem. Wesołe zdjęcia „Pozytywów" też są onieśmielająco podobne do ponurych oryginałów, które Libera nazywa „negatywami". Artysta starał się maksymalnie upodobnić swoje dzieło do fałszowanego oryginału. Kiedy w połowie lat 90. wyprodukował serię klocków lego „Obóz koncentracyjny", opracował ją zgodnie z wewnętrzną logiką ich producenta. Można było dać się nabrać, że zestawy są częścią oferty handlowej.

OFERTA WSPÓŁTWORZENIA DZIEŁA SZTUKI

Libera, czołowy przedstawiciel polskiej sztuki krytycznej lat 90., często imituje przemysłowo produkowane towary. Gdy wziął się do imitowania gazet, zrobił to równie profesjonalnie. - Autentyczne gazety składają się nie tylko z materiałów redakcyjnych, ale i reklam. Postanowiłem, że ja też muszę je mieć. Mogę je sam zrobić, ale to niezgodne z regułami. Więc sporządziłem normalną ofertę - Libera zatrudnił w tym celu speca od rynku reklamy. Ten przygotował folder dla reklamodawców zachęcający do udziału w stworzeniu dzieła. Dał się namówić koncern Daimler-Chrysler, zamieścił na łamach "Mistrzów" autentyczne reklamy Smarta. Pojawiły się także darmowe reklamy organizacji społecznych. Imitacja stała się niemal doskonała.

Do wyprodukowania tekstów i zdjęć artysta zaprosił krytyków sztuki, dziennikarzy, fotografów, stylistów, modeli i statystów. Potrzebni byli też korektorzy, graficy komputerowi zdolni podrobić szaty graficzne gazet etc. Libera, chcąc sfałszować gazety, stworzył imitację wydawnictwa. Wysiłek wielu osób włożony w fałszowanie rzeczywistości przyniósł realny efekt.

- Powstało coś prawdziwego. Nie chcę wyjść na jakiegoś działacza, ale wyszła z tego sztuka usługowa, publiczna. Przecież nie możemy pozwolić sobie na odrzucenie dorobku polskiej sztuki tylko dlatego, że żyjemy w globalnym świecie popkultury. Nie da się na żyć tylko nowinkami, udając, że niczego nie było przedtem. Gdyby moja wystawa stała się zaczątkiem autentycznej dyskusji o sztuce i mediach, to byłby to milion procent wyrobionej normy. Na to nie liczę. Ale przynajmniej mogę mieć czyste sumienie, że zabrałem głos - opowiada Libera.

On tylko zabawił się w genetyka pamięci. Inni robią to na poważnie.

MARCEL ANDINO VELEZ

ZBIGNIEW LIBERA "MISTRZOWIE I POZYTYWY", ATLAS SZTUKI, OD 13 LUTEGO DO 4 KWIETNIA 2004 R. ZOFIA KULIK ,OD CYBERII DO SYBERII", ZACHĘTA, OD 6 LUTEGO DO 28 MARCA 2004 R.

d3ybjv4
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ybjv4
Więcej tematów