Pacjent zmarł przed szpitalem. Lekarz: nie czuję się winny
“Polska Gazeta Krakowska” publikuje rozmowę z lekarzem, który miał dyżur w nocy, kiedy przed wejściem do szpitala im. Żeromskiego w Krakowie zmarł starszy mężczyzna. Chirurg mówi, że jest zbulwersowany faktem przypisywania mu winy za śmierć pacjenta. - Nie czuję się winny - dodaje.
17.09.2009 | aktual.: 17.09.2009 09:50
„Polska Gazeta Krakowska” dotarła do Ryszarda O., chirurga z 35-letnim stażem, który dyżurował w szpitalu im. Żeromskiego w nocy z 5 na 6 września, gdy pod bramą placówki zmarł 62-letni Józef K. Konający pacjent nawet nie został zbadany. A jedna z będących wtedy na dyżurze pielęgniarek w notatce służbowej zaznaczyła, że to właśnie chirurg kazał chorego wywieźć poza teren szpitala. Sprawę bada prokuratura i rzecznik etyki zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej.
Ryszard O. mówi, że nie badał przywiezionego przez karetkę pacjenta, gdyż uznał za wystarczające badanie wykonane przez ratownika. - Z dokumentacji medycznej ratowników, którzy go przywieźli, nie wynikało, że to ciężki pacjent wymagający natychmiastowej opieki lekarza - mówi gazecie lekarz.
Chirurg twierdzi, że ponieważ mężczyzna miał w brzuchu rany gnijące z obecnością larw, ze względu na dobro innych pacjentów nie mógł umieścić go na sali. Dlatego poprosił, by pacjent poczekał w wózku w poczekalni oddziału ratunkowego. Pielęgniarki miały też go umyć - mężczyzna wyglądał jak bezdomny, był bardzo zaniedbany, cuchnął.
Dlaczego w takim razie do kąpieli ani badania nie doszło? - Prawdopodobnie dlatego, że się oddalił. W jaki sposób i kiedy – nie wiem – mówi lekarz i zdecydowanie odpiera zarzuty, że kazał wyprowadzić mężczyznę z oddziału, a potem z terenu szpitala. - To są bzdury i kłamstwa - dodaje.
Lekarz mówi, że jest zbulwersowany faktem przypisywania mu winy za śmierć pacjenta. Nie czuje się winny. - Zrobiłem wszystko, co do mnie należało - przekonuje.