Pacjent cały dzień szukał pomocy, w końcu zmarł
Dwoje lekarzy z Nowej Huty stanie przed sądem w sprawie śmierci chorego na serce 40-letniego pacjenta, który zmarł po całym dniu szukania pomocy u lekarza pogotowia i lekarki w przychodni; oboje oferowali mu jedynie środki przeciwbólowe.
07.12.2006 | aktual.: 07.12.2006 14:59
Jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska, lekarze odpowiedzą za umyślne narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia poprzez uniemożliwienie mu pełnej diagnostyki i prawidłowego leczenia.
Oskarżonymi są: lekarz pogotowia 49-letni Łukasz W. i lekarka z przychodni Elżbieta B.-Sz. Grozi im kara do 5 lat pozbawienia wolności.
Do tragedii doszło we wrześniu 2004 roku. Rano 40-letni mężczyzna poczuł się źle i jego matka - z zawodu lekarka i emerytowana nauczycielka - wezwała pogotowie. Zachowały się nagrania rozmów matki z dyspozytorką, w których opisywała stwierdzone u syna objawy typowe dla zawału serca i dodała, że syn jest obciążony takimi schorzeniami genetycznie.
Przybyły na miejsce lekarz pogotowia Łukasz W. stwierdził jednak, że przyczyną dolegliwości jest chory kręgosłup i zapisał środki przeciwbólowe. Ponieważ ból w klatce piersiowej u pacjenta nie ustępował, a nasilał się, po nieudanych próbach skontaktowania się z lekarzem pogotowia pacjent trafił do przychodni.
Jego żona była tam zapisana na wizytę u lekarza. Lekarka Elżbieta B.-Sz. zgodziła się przyjąć męża zamiast niej. Nie przeprowadziła jednak dokładnego badania, ani nie zleciła natychmiastowego przewiezienia pacjenta do szpitala. Wypisała co prawda skierowanie, ale poinstruowała, że można tam jechać na badania wtedy, kiedy samopoczucie pacjenta nie poprawi się po zażyciu leków.
Około godz. 17 mężczyzna stracił przytomność. Ten sam lekarz pogotowia Łukasz W., który przyjechał do mieszkania, podjął reanimację, ale nie udało mu się uratować chorego. Jak podaje prokuratura, przyznał wtedy, że przyczyną śmierci mógł być pęknięty tętniak aorty i sprawę określił jako swoją porażkę.
Zdaniem biegłych, pacjent już po pierwszym badaniu powinien być niezwłocznie przewieziony do szpitala. Tam proste prześwietlenie pozwoliłoby postawić właściwą diagnozę i doprowadziło do zabiegu, który uratowałby mu życie.
Lekarze, oskarżeni o umyślne narażenie pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia poprzez uniemożliwienie mu pełnej diagnostyki i podjęcie prawidłowego leczenia, nie przyznali się do winy i skorzystali z prawa do odmowy wyjaśnień.