Pacjenci okupują przychodnię
Blisko 10-osobowa grupa pacjentów w
starszym wieku okupuje rotacyjnie budynek likwidowanej przychodni
przy ul. Dębowej w Katowicach, sprzeciwiając się jej likwidacji.
Nie chcą zostać przeniesieni do jej odległej o ok. 2 km
macierzystej jednostki.
18.10.2004 | aktual.: 18.10.2004 20:43
Władze Katowic zdecydowały o likwidacji filii przy Dębowej, ostatnim dniem jej działalności był piątek. Ok. 800 jej pacjentów ma teraz korzystać z przychodni przy ul. Kotlarza, propozycję pracy w tej przychodni otrzymało też czworo pracowników.
Protestujący argumentują, że do nowej przychodni muszą dojeżdżać, a dla wielu z nich z racji wieku to bardzo uciążliwa wyprawa. Podkreślają, że w nowej przychodni jest dużo pacjentów i są kolejki, a więc dostęp do opieki medycznej zostanie im utrudniony. W przychodni od piątku cały czas przebywa kilka osób.
Sprzeciwiamy się likwidacji naszej przychodni, bo była tu od zawsze i służyła nam, mieszkańcom. Bardzo wielu jej pacjentów to ludzie powyżej 65. roku życia. Wyprawa do przychodni przy Kotlarza to dla nich szalony wysiłek - powiedziała jedna z protestujących Ewa Wójcik.
Wiceprezydent Katowic Krystyna Siejna powiedziała podczas konferencji prasowej, że likwidacja filii przychodni przy Dębowej była ekonomiczną koniecznością, ponieważ miesięcznie trzeba było do niej dopłacać ok. 3 tys. zł.
Miasto jest organem założycielskim Samodzielnego Publicznego Zakładu Lecznictwa Ambulatoryjnego, do którego należała filia przy Dębowej. Zakład ten jest zadłużony na blisko 20 mln zł, z czego połowę stanowią roszczenia pracownicze, głównie z tytułu tzw. ustawy 203, uchwalonej po protestach pielęgniarek w grudniu 2000 r. i gwarantującej podwyżki pracownikom służby zdrowia.
Siejna podkreśliła, że gmina Katowice nie ma żadnej możliwości prawnej finansowania bieżącej działalności zakładów opieki zdrowotnej: Nie ma więc skąd wziąć tych pieniędzy, inna przychodnia musiałaby zarobić pieniądze, aby można je było przekazać filii przy Dębowej - powiedziała.
Nikt nie powiedział, że sieć przychodni musi być u każdego przed domem, likwidacja filii to gospodarka racjonalna i tak do tego podchodzimy. Współczuję ludziom, którzy zostali wmanewrowani w tę sytuację. Nie miasto jest jednak winne, ale sposób kontraktowania przez Narodowy Fundusz Zdrowia i niedoszacowany, nieduży kontrakt - dodała.