Owca obok lwa
Już król Szwecji i Norwegii Oskar II na początku XX w. uważał pomysł pokojowej Nagrody Nobla za chybiony. Nie mylił się wiele. Jedni laureaci poszli w zapomnienie, długa jest lista rażących nieobecności. A pokój, o który walczyli, przekształcał się często w nową wojnę - pisze "Polityka".
Alfred Nobel, szwedzki wynalazca dynamitu i fundator najsłynniejszych nagród świata, bardzo konkretnie określił w testamencie kryteria, jakimi powinni się kierować jurorzy w wyborze laureata, który w „poprzednim roku wyświadczył ludzkości największe dobrodziejstwa” w dziedzinie pokoju. Gdybyśmy mierzyli stan naszego zbiorowego bezpieczeństwa liczbą osób i organizacji zgłaszanych co roku do norweskiego Komitetu Noblowskiego pokojowej nagrody, to okazałoby się, że żyjemy w złotym wieku, w którym „owca obok lwa srogiego bez obawy spocznie” - pisze "Polityka".
W latach 70. rozpatrywano około 40 kandydatur rocznie, pod koniec lat 80. liczba wzrosła do stu, a obecnie zaczyna przekraczać 150. Na świecie rozdaje się co roku kilkaset nagród i wyróżnień pokojowych. Co sprawia, że właśnie ta jedna, przyznawana w maleńkim kraju na północy przez nieliczne pięcioosobowe gremium, jest najbardziej pożądana i wywołuje też najwięcej kontrowersji? - pyta autor artykułu Tomasz Walat.
W poszukiwaniu źródeł prestiżu nagrody można się odwołać do geniuszu samego Nobla i sprytu wykonawców jego testamentu, którzy od stu lat tak administrują spuścizną, że zawsze wypracowują podtrzymujące znaczenie nagrody odsetki. Nabierała wartości wraz z upływem lat, trochę tak jak angielski trawnik regularnie przystrzygany przez wieki - pisze z Oslo Walat.
Pokojowa nagroda na początku była jednak kwestionowana. Król Szwecji i Norwegii Oskar II mawiał, że jeśli już rzeczywiście trzeba się podporządkować woli wynalazcy, to może dobrze byłoby przynajmniej zrezygnować z „tego wątpliwego wyróżnienia pokojowego”. Norwegia, walcząca wówczas o wyzwolenie się spod władzy sztokholmskiego króla, dostrzegła jednak wartość marketingową nagrody dla jej przyszłej państwowości. 11 grudnia, w dzień po ceremonii rozdania insygniów noblowskich, o Norwegii pisze się na czołówkach światowych gazet.
Dawniej werdykty wydawały się proste: Theodore Roosevelt (1906 r.) doprowadził do pokoju między Japonią i Rosją, Thomas Woodrow Wilson (1919 r.) zatrzymał rzeź w Europie i przyczynił się do ustanowienia powojennego ładu.
Zeszłoroczny werdykt (nagroda dla Jimmy’ego Cartera), mimo burzliwych dyskusji i tak był jednym ze spokojniej przyjętych decyzji noblowskiego Komitetu. W 1973 r. policja musiała końmi rozpędzać demonstrantów, chociaż ani Henry Kissinger, ani Le Duc Tho nie stawili się po odbiór nagrody przyznanej im za osiągnięcie prowizorycznego, jak się okazało, porozumienia w wojnie wietnamskiej - pzypomina "Polityka". Uhonorowanie Arafata, Peresa i Rabina (1994 r.) do dzisiaj stanowi bolesną zadrę, wypominaną norweskimu Komitetowi przy każdej okazji, zwłaszcza odkąd Arafat odzyskał niejako status terrorysty.
Mniej gwałtowne reakcje towarzyszyły nagrodom dla Andrieja Sacharowa (1975 r.) i Lecha Wałęsy (1983 r.). Nazwisko Wałęsy pojawia się w rozważaniach na temat nagrody nie tylko jako antykomunistycznego kombatanta. Przypomina się, że zarówno on jak i Willy Brandt (1971 r.) otrzymali nagrodę za to, że każdy na swój sposób przyczynił się do odzyskania przez Polskę należnego jej miejsca w Europie.