Oto jak najczęściej docieramy do pracy
25.03.2011 | aktual.: 28.03.2011 16:24
Spacerkiem do pracy - to najbardziej lubią Rumuni i Hiszpanie. Samochodami wożą się Amerykanie i mieszkańcy RPA, a rowerami mieszkańcy Indonezji i Holendrzy. Polacy jak mało kto kochają podróż do pracy środkami komunikacji miejskiej, twierdzi "Metro".
Pytanie było krótkie: Pieszo? Autem? Rowerem? Komunikacją miejską? Jak najczęściej docierasz do pracy? - badacze firmy Euro RSCG zadali je mieszkańcom 20 krajów świata.
W Polsce mało komu chce się chodzić pieszo - maszeruje tylko 10 proc. (np. w Wielkiej Brytanii 17 proc., w Czechach - 18 proc. a w Niemczech - 19 proc.). Rowerem do pracy jeździ jeszcze mniej Polaków - tylko 6 proc. (w Europie tylko w Rumunii jest mniej praco-cyklistów - 4 proc., w Czechach - 7 proc.).
Korki na ulicach naszych miast sugerowałyby, że większość Polaków jeździ do pracy samochodem. Nic bardziej mylnego. Robi to tylko 24 proc. z nas (we Francji, Niemczech czy W. Brytanii - ponad 50 proc., a w RPA i USA - nawet ponad 80 proc.).
Choć samochody w Polsce stają się coraz bardziej powszechne, większości z nas po prostu nie stać na luksus ich posiadania. Nawet tanie auto to wciąż spory wydatek, a i koszty paliwa idą w górę z dnia na dzień. My po prostu tłoczymy się w komunikacji miejskiej. Publicznym transportem do pracy jeździ 26 proc. Francuzów i 36 proc. Czechów. A Polaków - 50 proc.!
Do pracy średnio jedziemy 42 minuty
42,2 minuty - tyle średnio czasu zajmuje Polakom dojazd do pracy, mieszkańcy Rumunii jadą niemal 54 minuty, a Estończycy 48,5 minuty.
Pomimo iż czas, jaki Polacy przeznaczają na dojazd do pracy, należy do najkrótszych na świecie, rośnie liczba osób, które systematycznie pokonują wielokilometrowe dystanse. Z danych Eurostat wynika, że prawie 300 tys. Polaków w trakcie codziennej drogi do pracy przekraczało granice województw. „Ruchliwi” okazali się mieszkańcy łódzkiego oraz małopolskiego. Wysoka lokata tych województw to wynik bliskiej obecności dużych ośrodków miejskich – Warszawy oraz Śląska, które „zasysają” pracowników z sąsiednich rynków pracy.
Im dalej od dużych aglomeracji, tym mniej osób pokonuje długie dystanse. Do mało mobilnych należą mieszkańcy Pomorza oraz Podlasia. Dojazdy do pracy są zjawiskiem typowym dla społeczeństw w fazie transformacji. Choć coraz częściej decydujemy się na pracę z dala od dotychczasowego miejsca zamieszkania, to nadal nie stać nas na relokację – kupno lub wynajęcie mieszkania czy domu.
Godzimy się na męczące i czasochłonne, lecz tańsze dojazdy. W porównaniu z sytuacją sprzed dwóch czy trzech dekad wykonaliśmy jednak duży krok do przodu. Jeszcze na początku lat 90-tych większość Polaków rozważała możliwość zatrudnienia jedynie w miejscu zamieszkania, najlepiej w najbliższym sąsiedztwie. Obecnie na dojazdy do i z pracy jesteśmy w stanie poświęcić kilka godzin dziennie.
JK