Oszukali miliony Polaków - "bez tego ciężko wygrać"
Politycy w czasie kampanii przywracają normalność, dotrzymują słowa i pragną, by żyło się lepiej - wszystkim. Po wyborach te deklaracje są równie silne, gorzej już jednak z ich realizacją. Sprawdziliśmy, jak rządzący Polską w ostatniej dekadzie poradzili sobie z przejściem ze sfery cudów do rzeczywistości.
29.09.2011 | aktual.: 29.09.2011 18:10
- Sytuacja, w której premier wychodzi do ludzi i mówi "obiecuję wam krew, pot i łzy" zdarzyła się raz i już nie wróci - mówi dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. - Bez spektakularnych wizji przyszłości ciężko jest wygrać we współczesnej demokracji. A później rzeczywistość skrzeczy - rządzącym trudno jest wprowadzać zmiany, bo z reguły sprzeciwia się im administracja. Gra toczy się w trójkącie politycy-administracja-wyborcy - mówi dr Flis.
W tej grze o wyborcę przyszli parlamentarzyści niejednokrotnie dają upust swojej fantazji. "Naszym zamiarem nie jest przyrzekanie cudów, ale gdybyśmy obiecali gruszki na wierzbie, one tam wyrosną" - mówił podczas kampanii wyborczej w 2001 roku Leszek Miller. Niestety, wyborcy nie doczekali się realizacji nawet bardziej przyziemnych obietnic. "Zamierzamy stopniowo obniżyć wiek startu szkolnego do sześciu lat" - taką deklarację złożyło SLD w programie wyborczym z 2001 roku. Zrealizowała ją jednak inna ekipa - 10 lat później. Rząd lewicy miał też dążyć do wprowadzenia nauki języka obcego od pierwszej klasy szkoły podstawowej. Nie powiodły się też plany wyposażenia wszystkich szkół w pracowanie komputerowe (czego SLD chciało dokonać w ciągu czterech lat).
Kolejna pusta deklaracja koalicji SLD-UP dotyczyła budowy autostrad. W programie wyborczym zapisano, że do końca 2005 roku w Polsce powstanie dodatkowe 400 km tego typu dróg. Powstało... 244 km. Za rządów PiS oddano do użytku 228 km autostrad. Jak zaznacza Adrian Furgalski, Dyrektor w Zespole Doradców Gospodarczych "Tor", rząd Donalda Tuska "wybudował" 230 km autostrad, jednak prace na 70% z tych odcinków (161 km) rozpoczęli poprzednicy. Dotyczy to otwartej w 2008 r. A1 na odcinku Swarożyn-Nowe Marzy (65 km, budowę rozpoczął minister infrastruktury w rządzie Marka Belki, Krzysztof Opawski) oraz otwartej w 2009 r. A4 na odcinku Zgorzelec-Krzyżowa (51 km, budowę rozpoczął minister transportu w rządzie PiS, Jerzy Polaczek).
W 2001 roku koalicja SLD-UP deklarowała walkę o zrównanie statusu kobiet i mężczyzn - płeć piękna miała otrzymać równy dostęp do pracy, awansów, wynagrodzeń i szkoleń. Nie udało się m.in. zmniejszyć dysproporcji w wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn - według danych Państwowej Inspekcji Pracy ci ostatni zatrudnieni na wyższych stanowiskach w 2002 r zarabiali średnio 17,1% więcej, różnica na poziomie 17% utrzymała się też w 2004 roku. Za sprzeczną z ideałami lewicy uznano też decyzję o likwidacji Funduszu Alimentacyjnego w 2004 roku, choć, jak podkreślali prawnicy, nie oznaczało to zwolnienia komorników z obowiązku ściągania zasądzonych alimentów. Nie zrealizowano też postulowanego przez SLD przywrócenia sądów grodzkich i likwidacji senatu.
Walka z korupcją wg SLD
Najbardziej kontrowersyjny - jak się później okazało - element programu SLD dotyczył aktywnej walki z korupcją. Koalicja SLD-UP deklarowała "propagowanie i wymuszanie etycznych postaw w działalności publicznej". W programie pojawiło się też twarde stwierdzenie: "Ze swej strony deklarujemy zwiększenie roli wewnętrznych organów kontroli oceniających postępowanie członków naszych partii". Za czasów rządów SLD Polską wstrząsnęła jednak seria afer korupcyjnych, które zapewne przyczyniły się też do upadku rządu Leszka Millera. W przygotowanym przez Antykorupcyjną Koalicję Organizacji Pozarządowych raporcie, w którym rozliczono m.in. pięć lat rządów lewicy w zakresie działalności antykorupcyjnej, padło stwierdzenie, że "niepokojącym zjawiskiem, przybierającym coraz większe rozmiary w czasach rządów SLD, jest transformacja form korupcji i coraz silniejsze powiązanie jej ze światem przestępczym".
Raport wskazywał też na klęskę Narodowego Programu Walki z Korupcją, którego założenia - wg Fundacji Batorego - były wdrażane nierównomiernie, część z nich została oceniona jako niemerytoryczna. W raporcie zwrócono też uwagę na prawne rozwiązania prokorupcyjne, takie jak zawarta w nowelizacji ustawy o policji możliwość dofinansowania tej instytucji przez stowarzyszenia, fundacje, banki oraz instytucje ubezpieczeniowe. Jak napisano w raporcie, "minione doświadczenia wskazują, że fundacje dofinansowujące policję chętnie zakładają politycy na spółkę z przestępcami".
Wszystkie rządy za punkt honoru postawiły sobie przeprowadzenie modernizacji kolei. Słowo "modernizacja" pojawia się w każdym programie - SLD chciało modernizować szlaki kolejowe dla długodystansowych przewozów towarowych, PiS miało zająć się "restrukturyzacją PKP i modernizacją linii kolejowych". W expose z listopada 2007 roku premier Tusk podkreślał, że modernizacja infrastruktury polskich kolei będzie priorytetem rządu. - W tych programach można też było napisać, że postaramy się wysłać Polaka w kosmos - mówi Adrian Furgalski. - I jakby się udało, to świetnie, jeśli nie, to można przypomnieć, że w programie napisaliśmy tylko, że się "postaramy" - mówi Furgalski.
Komentarz eksperta na temat stanu polskich kolei potwierdza obserwacje przeciętnego pasażera. - Infrastruktura kolejowa jest przegranym ostatnich 20 lat, wszystkie rządy mają w tej dziedzinie coś na sumieniu - stwierdza Furgalski. - Od 1995 roku nakłady na kolej zaczęły systematycznie spadać, obecnie na ten cel przeznacza się więcej pieniędzy, jednak opóźnienia są tak duże, że żadnej ekipie nie udało się powstrzymać postępującego procesu degradacji. Niektóre linie są remontowane, co pozwala na zwiększenie dopuszczalnej maksymalnej prędkości, na innych odcinkach tę prędkość trzeba jednak obniżyć. Bilans tych działań nadal jest ujemny - więcej jest tras, na których prędkość jest ograniczana - komentuje Adrian Furgalski.
Opóźnienia na kolei
Dyrektor w Zespole Doradców Gospodarczych "Tor" podkreśla, że za rządów SLD zmniejszono dotacje dla Przewozów Regionalnych, co wpłynęło na zwiększenie długów tej spółki; ograniczono też dopłaty do przewozów międzywojewódzkich. Furgalski wylicza, że SLD nie realizowało też założeń ustawy przyjętej jeszcze przez rząd Jerzego Buzka, w której zagwarantowano roczne dopłaty na przewozy regionalne. "Kolejowe" deklaracje PiS także pozostały jedynie na papierze - Nie przeprowadzono restrukturyzacji kolei, nie było też mowy o jakiejkolwiek prywatyzacji - mówi ekspert. - Rządy PiS przypadły na okres rozwoju gospodarczego, wtedy politycy nie chcieli wprowadzać jakichkolwiek zmian, choćby w obawie przed protestami w spółce PKP Cargo - mówi Furgalski.
Symbolem rządów Platformy Obywatelskiej stały się dantejskie sceny na dworcach PKP podczas wprowadzania nowego rozkładu jazdy w grudniu 2010 roku. - "Najlepszą" oceną tego okresu jest zahamowanie w 2009 r. wzrostu liczby osób korzystających z kolei, a potem jej spadek o ponad 31 mln - mówi Adrian Furgalski. Jego zdaniem, w przeprowadzonej przez PO reformie usamorządowienia przewozów regionalnych zawarto fałszywe założenia finansowe. - Reforma doprowadziła do oddłużenia spółki Przewozy Regionalne, ale wydane wówczas 2,16 mld zł można uznać w jakiejś części za stracone, skoro nie powstał nowy i zdrowy podmiot. Co więcej, ponownie rośnie jego zadłużenie, a zarządzanie nim przez 16 marszałków stało się niemożliwe - najlepszym przykładem jest upadek wspólnego projektu na zakup taboru z funduszy UE - podkreśla Furgalski. Negatywną ocenę wszystkim rządom wystawia też prof. Krzysztof Rybiński, ekonomista, były wiceprezes NBP. - Od czasów stabilizacji po upadku komunizmu w Polsce prowadzi się nieodpowiedzialną
politykę fiskalną. W naszym kraju nigdy nie było rządów, które miałyby w czasach dekoniunktury umiarkowany deficyt, a w czasach dobrej koniunktury nadwyżkę. Mamy też problemy ze stworzeniem warunków wolności gospodarczej - uchwala się coraz więcej przepisów, które utrudniają życie zarówno przedsiębiorcom, jak i zwykłym ludziom. Kiedyś powiedziałem o tej sytuacji, że to nie jest przyjazne państwo, ale nieprzyjazne draństwo - mówi prof. Rybiński.
"Bizantyjskie koszty władzy"
Życie przedsiębiorcom miał ułatwić tzw. "pakiet Kluski" - ogłoszony przez PiS w marcu 2007 roku projekt ułatwień, stworzony przez Romana Kluskę - byłego prezesa spółki Optimus. Pakiet zakładał m.in. uproszczenie i skrócenie procedur zakładania firmy, uproszczenie kontroli przedsiębiorców i sposobu wydawania koncesji i zezwoleń. Projekt wycofała z parlamentu PO w grudniu 2007 roku, która zapowiedziała wprowadzenie własnych rozwiązań ułatwiających prowadzenie działalności gospodarczej.
PO nie udało się jednak zrealizować promowanego przez nią postulatu 3x15, czyli realizacji reformy podatkowej, która obniżyłaby podatek PIT, CIT i jednolity dodatek dla przedsiębiorców do 15%.
Mianem "patologii polskiego życia politycznego" profesor Rybiński określa postępujący wzrost zatrudnienia w administracji państwowej. To kolejny dowód na nietrwałość przedwyborczych obietnic, które w przypadku koalicji SLD-UP dotyczyły "ograniczenia wydatków administracyjnych". PiS w programie "Tanie państwo" zadeklarowało chęć eliminacji "tych stanowisk w administracji, które dziś są tworzone tylko do obsługi samej siebie. Szacujemy, że jest to ok. 20% administracji". W 2010 roku rząd PO przygotował ustawę o racjonalizacji zatrudnienia w tym obszarze, jednak Trybunał Konstytucyjny orzekł o niezgodności niektórych przepisów tego dokumentu z ustawą zasadniczą. W swoim expose Donald Tusk zapowiedział też "obcinanie bizantyjskich kosztów władzy i czasem absurdalnych przywilejów" - Po upadku komunizmu mieliśmy w Polsce 159 tys. urzędników, do dziś ta liczba trzykrotnie wzrosła - mówi prof. Rybiński. - Jednak dane za pierwszy kwartał tego roku mówią, że zatrzymano wzrost zatrudnienia w administracji - komentuje
ekspert.
Poziom rozczarowania wyborców jest wprost proporcjonalny do rozmachu, jaki towarzyszy składaniu politycznych obietnic. - Największy zawód powoduje nie brak realizacji szczegółowych deklaracji, ale brak realnie odczuwalnych zmian - uważa dr Jarosław Flis. - Każda z partii, która obejmowała rządy po 2001 roku, szła do wyborów z przekazem: "obiecujemy, że radykalnie zmienimy rzeczywistość". Jednak żadnemu ugrupowaniu się to nie udało - mówi dr Flis.
W każdej kampanii wyborczej partie deklarują chęć uczynienia z Polski niemal idealnego miejsca na ziemi. Przykład do tworzenia nośnych medialnie porównań dał już Lech Wałęsa, który w latach 80. ogłosił, że "Solidarność" zbuduje w Polsce drugą Japonię. Jarosław Kaczyński w debacie z 2010 mówił o złożach gazu łupkowego w Polsce jako szansie na to, że nasz kraj stanie się drugą Norwegią. Donald Tusk postawił na wzorce irlandzkie. W kontekście późniejszych wydarzeń niejeden wyborca przyjął fiasko tej deklaracji z zadowoleniem.
Najsłynniejszy przedwyborczy leitmotiv?
Dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW, wskazuje, że są dwa rodzaje obietnic wyborczych. - Pierwsze to te ogłaszane w programach partii, wyrażane często konkretnymi liczbami. Drugie to symbole - hasła, które niekoniecznie oznaczały konkret, ale utkwiły w społecznej świadomości - mówi dr Chwedoruk.
Do takich symboli należy zaliczyć postulat PiS dotyczący budowy trzech milionów mieszkań. Jarosław Kaczyński w expose z 2006 roku tak tłumaczył tę "medialną pomyłkę": "Żeby rzecz przedstawić precyzyjnie chodzi o 1 milion 800 tysięcy plus 1 milion 200 tysięcy budowanych metodą komercyjną. Obecne plany Ministerstwa Budownictwa to tylko pół miliona mieszkań". W pamięci wyborców pozostają też dwie słynne deklaracje Jarosława Kaczyńskiego: "Nie będę premierem, jeśli mój brat będzie prezydentem" i zastrzeżenie, że "Marcinkiewicz to premier na całą kadencję". Za rządów PiS mieliśmy też zostać świadkami "rewolucji moralnej", której ocena do dziś przysparza wielu problemów.
Martwym punktem programu Prawa i Sprawiedliwości z 2005 roku pozostał postulat likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia i wprowadzenie zmian w konstytucji, które umożliwią likwidację Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Eksperci z Business Centre Club w podsumowaniu założeń PiS z 2007 roku stwierdzili, że nie spełniono też postulatu przygotowania fachowych kadr dla służby zagranicznej i nie wprowadzono zapowiadanej preferencyjnej stawki VAT na artykuły pierwszej potrzeby.
Plany likwidacji Narodowego Funduszu Zdrowia snuła w 2007 roku także Platforma Obywatelska. W swoim expose, komentując stan systemu opieki zdrowotnej w Polsce, Donald Tusk mówił: "Musimy pokonać zmorę wielomiesięcznego oczekiwania przez pacjentów na poradę lub zabieg", wskazywał też na konieczność reformy polityki refundacji leków. Nie zrealizowano żadnej z tych propozycji. Nie rozwiązano też kwestii refundacji zapłodnienia in vitro. W listopadzie 2007 roku Donald Tusk deklarował, że "metoda zapłodnienia in vitro jest warta wsparcia", do końca tej kadencji sejmu nie uchwalono jednak ustawy regulującej tę kwestię.
PiS w programie z 2005 roku chciało też "uwolnić media publiczne od nacisków politycznych" i "zobowiązać je do realizacji misji w dziedzinie edukacji i kultury". Rząd PO, jak mówił w swoim expose Donald Tusk, miał też być gwarantem "precyzyjnie zdefiniowanej misji publicznej" i "odpolitycznienia nadzoru i bezpośredniego zarządzania mediami publicznymi". Rządom Prawa i Sprawiedliwości zarzucano utworzenie koalicji medialnej w składzie PiS-Samoobrona-LPR, która potem zastąpił duet PiS-SLD. Działania obecnego rządu w swoim raporcie skomentowali członkowie Fundacji Republikańskiej: "Z mrzonek o odpolitycznieniu pozostały jedynie zmiana akcentów z opozycji na koalicję rządzącą - przy czym należy zauważyć, że wyrugowano z ciał kolegialnych jedynie działaczy kojarzonych z PiS". Słowo klucz: podatki
Donald Tusk w 2007 roku zapowiadał też "stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych". Przyjęty w 2010 roku Wieloletni Plan Finansowy Państwa wprowadził trzyletni okres obowiązywania podwyższonych stawek VAT na wszystkie towary, z wyjątkiem żywności. Zbyt pochopna okazała się też deklaracja o stworzeniu takich warunków, "aby Polacy mogli budować na tańszych gruntach budynki mieszkalne bez zbędnych formalności i kosztów, bez dziesiątków decyzji urzędowych i niepotrzebnej zwłoki". Ustawa dotycząca uproszczenia prawa budowlanego z 2009 roku została jednak skierowana do Trybunału Konstytucyjnego, który orzekł, że jest ona niezgodna z ustawą zasadniczą.
Zmiany w opłatach na rzecz państwa obiecywał też PiS. W programie wyborczym z 2005 roku zapewniano, że osoby prowadzące własną działalność gospodarczą zapłacą 18% podatku i że będą mogły odliczyć od podatku koszty amortyzacji do 3500 zł.
Jednym z najgłośniejszych niezrealizowanych projektów PiS była Komisja Prawdy i Sprawiedliwości, która miała zostać powołana do rozliczenia afer III RP. Komisja ta miała mieć uprawnienia śledcze. Podczas prac nad ustawą pojawiła się też propozycja, aby komisja mogła zwalniać przesłuchiwanych z tajemnicy państwowej. Pomysł powołania takiego ciała krytykowali konstytucjonaliści, którzy podkreślali, że jego działalność może naruszać konstytucyjną zasadę trójpodziału władz.
Na czarnej liście niezrealizowanych obietnic rządu PO jest też reforma KRUS. W expose z listopada 2007 roku premier Tusk deklarował: "Przeprowadzimy niezbędne reformy w zakresie zabezpieczenia emerytalno-rentowego i zdrowotnego rolników, a także osób zatrudnionych w rolnictwie". W 2010 roku zmieniono wymiar składek dla rolników, trudno nazwać to jednak kompleksową reformą.
Obietnice wyborcze to niekończąca się opowieść skierowana do wyborców, których traktuje się coraz bardziej instrumentalnie - najważniejszym jest, żeby przyciągnąć ich uwagę. Polityków nie zraża też fakt, że promują czasem z gruntu niemożliwe do zrealizowania projekty, poddając tym samym w wątpliwość możliwości intelektualne swoich odbiorców. Niestety, nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek miało się w tej kwestii zmienić. Jak mówi dr Rafał Chwedoruk: - Przy obecnym, bardzo intensywnym tempie uprawniania polityki i ogromnej ilości informacji dostarczanych przez media, najbardziej zauważalne są obietnice - symbole. W tej sytuacji merytoryczne hasła zastąpiły przynoszone na konferencje prasowe wibratory i pistolety, które mają zapaść w pamięć wyborców - mówi ekspert.
Anna Korzec, Wirtualna Polska
Wykorzystane źródła: www.batory.org.pl, www.gazetapodatkowa.pl, PAP, www.500dnispokoju.pl