Ostrzelany polski posterunek w Iraku
Polski posterunek w Karbali został w ciągu dnia ostrzelany. "Na szczęście nie ma żadnych poszkodowanych" - zapewnił p.o. rzecznika wielonarodowej dywizji, węgierski major Dezsoe Kiss.
17.10.2003 | aktual.: 17.10.2003 21:31
Po nocnym ataku na amerykańsko-iracki patrol w centrum Karbali, znajdującej się w polskiej strefie, sytuacja w tym świętym dla szyitów mieście pozostaje bardzo napięta. Zamachowcy zabarykadowali się na jednej z ulic. Są oblężeni przez wojska koalicyjne. Choć trwają negocjacje, do miasta skierowano dodatkowe siły, w tym Polaków.
Dowódca wielonarodowej dywizji Andrzej Tyszkiewicz był przed południem w Karbali. Po powrocie do Obozu Babilon zapewnił polskich dziennikarzy, że "sytuacja w mieście jest kontrolowana przez siły koalicyjne i oczywiście iracką policję".
Przyznał jednak, że "w jednym rejonie Karbali, na jednej ulicy (są) zabarykadowani mężczyźni z bronią, którzy przygotowują się prawdopodobnie do obrony".
Do zdarzeń tych doszło w piątek, który jest dla muzułmanów dniem świątecznym, przeznaczonym na modły w meczetach, ale także dniem demonstracji i zamieszek wzniecanych w świątyniach przez radykalnie nastawionych duchownych.
Zdaniem generała, w Karbali "nikt się nie spodziewa ataku, wszystko wskazuje raczej na to, że ci terroryści, którzy w dniu wczorajszym z zimną krwią, z premedytacją zabili irackich policjantów i trzech żołnierzy amerykańskich, przygotowali szereg zapór i to oni się przygotowują do obrony".
Wiadomo, kim są napastnicy - powiedział Tyszkiewicz. Chodzi o ludzi szejka Mohammeda al-Hasaniego, lokalnego watażki, niepowiązanego z pozostałymi kilkoma stronnictwami szyitów z Karbali. Generał określił ich jako "typowych kryminalistów".
Szef wielonarodowej dywizji zaznaczył, że osobiście był w miejscu oblężenia. "Siły koalicji nie pozostaną bezczynne" - zadeklarował. Na miejscu są wzmocnione patrole. Naoczni świadkowie mówili o konwojach sił wielonarodowych zmierzających w stronę Karbali. W Obozie Babilon częściej niż zwykle startowały śmigłowce.
Podjęto próbę mediacji, korzystając z pośrednictwa - jak to jest przyjęte w kulturze arabskiej - lokalnych autorytetów, czyli przywódców religijnych i plemiennych. W rozmowach uczestniczy iracka policja i przedstawiciele koalicji. "Chcielibyśmy, żeby przestępcy się poddali, dobrowolnie złożyli broń i oddali w ręce irackiego wymiaru sprawiedliwości. Innego wyjścia nie ma" - podkreślił Tyszkiewicz.
Zapowiedział - bez precyzowania, co ma na myśli - "wzmocnione działania, żeby przywrócić pełen spokój i porządek publiczny i pełną kontrolę nad każdym zakątkiem w tym mieście".
Sytuacja w Karbali jest napięta od wtorku, kiedy doszło tam do zamieszek z wymianą ognia, w których zginęły trzy osoby, a kilkadziesiąt zostało rannych. Był to pierwszy na taką skalę i tego rodzaju incydent od czasu objęcia przez Polaków na początku września odpowiedzialności za strefę.
Bezpośrednio po wybuchu zamieszek pojawiły się komentarze, że odpowiedzialność za nie ponoszą bojówki młodego, zyskującego popularność szyickiego lidera Muktady al-Sadra, które starły się ze stronnikami umiarkowanego przywódcy szyitów, ajatollaha al-Sistaniego.
Generał powiedział wówczas, że chodziło o ciągnący się od dawna spór między dwoma szejkami, a cała sprawa nie ma szerszego kontekstu. "Do tego wszystkiego później, już na zasadzie plotek, dodano znacznie więcej, czyniąc z tego konflikt o wymiarze religijnym, natomiast on takiego wymiaru od samego początku nie miał" - zaznaczył generał.
Zdaniem Tyszkiewicza, teraz także chodzi o załatwianie porachunków lokalnych watażków. "Nie sądzę, żeby się coś szczególnego działo - odparł zapytany, dlaczego sytuacja w Karbali w ostatnich dniach stała się tak napięta. - Pierwszy konflikt sprowokował kolejnych watażków, którzy mieli jakieś porachunki do załatwienia. We wszystkich działaniach jest często coś, co nazywamy prawem serii".