Ostre reakcje na wystąpienie premiera Bawarii Stoibera
Za "bezczelne" i "nie do przyjęcia" uznał czeski
prezydent Vaclav Klaus słowa premiera Bawarii Edmunda Stoibera,
który na 55. dniach ziomkostwa Niemców sudeckich w niedzielę w
Norymberdze ostrzegł, że wejście Czech do Unii Europejskiej nie
kończy debaty o dekretach Benesza. "Dopiero teraz zacznie się
prawdziwa walka" - powiedział Stoiber.
Na podstawie dekretów prezydenta Czechosłowacji Edwarda Benesza po zakończeniu II wojny światowej z terenów ówczesnej Czechosłowacji wysiedlono ponad 2,5 miliona Niemców sudeckich. Ich majątek został skonfiskowany, a oni sami pozbawieni obywatelstwa czechosłowackiego.
Niemcy sudeccy domagają się uchylenia tych dekretów, licząc na zwrot majątków i odszkodowania. Według ocen niektórych ziomkostw wartość dawnego majątku niemieckiego w Czechach szacowana jest obecnie nawet na 250 miliardów euro.
Bezpośrednio po wejściu Czech do UE do trybunału w Strasburgu skierowana została przez 80 potomków Niemców sudeckich skarga na czeskie władze. Wnioskodacy domagają się uchylenia dekretów i zwrotu majątków.
"Dla każdego jest jasne, że na podstawie dekretów dziś już nikt nie podejmuje decyzji i nikt z ich powodu nie musi opuszczać swego domu. Mimo to dekrety pozostaną częścią czeskiego porządku prawnego. Nigdy nie przyłożę ręki do ich uchylenia" - powiedział Vaclav Klaus, który podkreślił, że słowa Edmunda Stoibera rozzłościły go.
Klaus nie zgadza się z premierem Vladimirem Szpidlą, który starał się zbagatelizować słowa bawarskiego premiera twierdząc, że materialne roszczenia Niemców sudeckich wobec Czech nie mają szans na powodzenie. "Naprawdę jest wręcz przeciwnie i należy to powiedzieć bezzwłocznie, z całą powagą, ale bez histerii" - oświadczył czeski prezydent.
Wszyscy bez wyjątku czołowi czescy politycy w reakcji na słowa bawarskiego premiera wydali oświadczenia, w których podkreślili nienaruszalność dekretów Edwarda Benesza i to, że stanowią one integralną część czeskiego porządku prawnego. "Przeszłością powinni się zajmować historycy; politycy powinni zajmować się teraźniejszością i przyszłością" - oświadczył wicepremier Petr Maresz.
Gremium polityczne opozycyjnej Obywatelskiej Partii Demokratycznej (ODS) uznało, że "dla konfrontacyjnego, a nawet pełnego pogróżek tonu, jaki wybrali niektórzy niemieccy politycy, w zjednoczonej i współpracującej Europie nie ma miejsca". "Ton taki jest dla przyszłości europejskiej współpracy szkodliwy i nie do zaakceptowania" - oświadczyli czołowi politycy ODS.