Ostatnia kolejność pacjenta
Dyspozytorka odmówiła wysłania karetki do mojej babci - 91-letniej kobiety, z gwałtownymi zaburzeniami oddychania - mówi oburzony Krzysztof Bramorski. - Kiedy wreszcie wskutek mojej interwencji u dyrektora lekarz pojawił się u chorej, zadysponował... polopirynę S.
21.12.2004 | aktual.: 21.12.2004 08:42
Kilka godzin później pacjentka z rozpoznanym przez prywatnie wezwanego lekarza zapaleniem płuc znalazła się w szpitalu. W nocy z soboty na niedzielę zmarła. Wcześniej na biurko dyrektora, Jerzego Karpińskiego, trafiła skarga sygnowana przez wrocławską Kancelarię Prawną Roedl&Bramorski, w której zawarto m.in. żądanie zwrotu rodzinie chorej wydatków poniesionych "w związku z niedopełnieniem obowiązków i popełnieniem błędów w sztuce lekarskiej przez lekarza pogotowia.
Krzysztof Bramorski zapowiada również powiadomienie prokuratury, izby lekarskiej i NFZ. Dr Jerzy Karpiński deklaruje, że dokładnie przeanalizuje dokumentację, by sprawdzić, czy nie doszło do błędu w sztuce lekarskiej. - Rozumiem negatywne emocje wnuka pacjentki - twierdzi. - Naprawdę, trudno komukolwiek, kto mieszka poza Gdańskiem, a także i większości gdańszczan zrozumieć obowiązujący w naszym mieście system, który każe pacjentowi szukać pomocy poza pogotowiem. I bardziej, niż płacenia odszkodowań, boję się, że tak ratowany chory umrze, zanim przybędzie lekarz.
Trzeba wskazać winnych śmierci babci. - mówi Krzysztof Bramorski, mieszkający na stale we Wrocławiu radca prawny. - Jestem zdeterminowany. Wanda Witkowska zmarła w przed dwoma dniami wieku 91 lat w gdańskiej AMG. Wcześniej u pacjentki stwierdzono bakteryjne zapalenie płuc. Odmowa wyjazdu - We wtorek rano zostałem telefonicznie poinformowany przez opiekunkę o odmowie wyjazdu karetki - twierdzi prawnik. - Tymczasem u babci wystąpiły 39 stopniowa gorączka, zaburzenia oddychania, nagła utrata kontaktu z otoczeniem.
Zadzwoniłem do gdańskiego pogotowia. Dyspozytorka wmawiała mi, że nikt karetki do babci nie wzywał, a następnie stwierdziła, że od stycznia br. pogotowie nie ma obowiązku przyjeżdżać na takie wezwania! W końcu powiedziała, że pomoc przyjedzie, ale do takich pacjentów wzywa się karetkę w ostatniej kolejności! Wrocławianin interweniował u dyrektora pogotowia. Niedługo później na ul. Wyspiańskiego, gdzie mieszka pacjentka, pojawił się lekarz. Po zbadaniu chorej zalecił podanie jej polopiryny s. Starsza pani czuła się coraz gorzej.
Zdesperowana rodzina wezwała prywatną pomoc medyczną. Chorą natychmiast przewieziono do AMG. Niestety, pacjentki nie udało się już uratować. - Żądam wyjaśnienia sytuacji i wyciągnięcia konsekwencji służbowych - mówi Bramorski. - Zastrzegam sobie prawo dochodzenia dalszych roszczeń. Po złożeniu oficjalnej skargi w pogotowiu dokładnie sprawdzono dokumenty i nagrania wezwań. - Rzeczywiście, sytuacja jest dramatyczna - twierdzi dr Jerzy Karpiński, dyrektor pogotowia.
- Z dokumentacji, znajdującej w pogotowiu wynika, że lekarz dokładnie zbadał pacjentkę i na tej podstawie postawił diagnozę. Wśród nagrań nie znaleziono pierwszego wezwania pogotowia przez opiekunkę. Za to dokładnie nagrała się rozmowa z dyspozytorką, która mówi o "kolejności wezwań". - I taki jest system obowiązujący w Gdańsku - stwierdza dr Karpiński. -
Od miesięcy alarmuję m.in NFZ, że sytuacja w której karetka reanimacyjna teoretycznie powinna wyjeżdżać tylko do pacjentów bez oddechu i akcji serca, stanowi zagrożenie dla pacjentów. Zrzuca się na pacjenta obowiązek szukania lekarza w przychodni lub w prywatnym pogotowiu. To tak, jakby człowiek informujący straż, że pali mu się w domu biurko słyszał, że mniejsze pożary powinien zgłaszać gdzie indziej! Krzysztof Bramorski zamierza tuż po pogrzebie babci zawiadomić prokuraturę o - jego zdaniem - zaniedbaniach pogotowia, które doprowadziły do śmierci sędziwej kobiety.
Dorota Abramowicz