Ostatni zajazd w Jastrzębsku
To był zwyczajny napad - twierdzą mieszkańcy domu w Jastrzębsku Nowym, których próbowano zmusić do jego opuszczenia.
05.01.2005 | aktual.: 05.01.2005 08:32
Zdarzenie było efektem najścia właściciela domu w Jastrzębsku Nowym (powiat nowotomyski), który w niedzielę razem z kolegami przyjechał przeprowadzić w nim „mały remont”.
Anna i Henryk Grześkowiakowie, mieszkają tu od niemal 20 lat. Trudna sytuacja finansowa sprawiła, że wcześniej byli zmuszeni wziąć kredyt hipoteczny. Niestety, hodowla świń, na którą przeznaczyli pieniądze stała się nieopłacalna. Zbankrutowali, nim zapłacili ostatnią ratę. Przez kilka następnych miesięcy płacili jednak czynsz nowemu właścicielowi domu i choć po pewnym czasie ten nakazał im wymeldować się, mogli nadal w nim mieszkać. Trójka dzieci miała dach nad głową.
Wystarczył jeden podpis
W ubiegłym roku Henryk Grześkowiak w poszukiwaniu pracy i pieniędzy na dom, wyjechał do Anglii. Wtedy właściciel domu podsunął rodzinie do podpisu pewien dokument. – Wystarczył jeden bezmyślnie postawiony podpis, żebyśmy stracili wszystko. Niby uważnie czytaliśmy umowę, jednak była tak napisana, że jej skutki odczuwamy cały czas. Przed świętami Bożego Narodzenia otrzymaliśmy pismo z informacją, że mamy do końca 2004 roku się wyprowadzić – mówią Grześkowiakowie.
Przyjechał „posprzątać”
W ciągu dwóch tygodni wyznaczonych na opuszczenie domu Grześkowiakowie nie byli w stanie niczego znaleźć. Nie spodziewali się, że już drugiego dnia nowego roku Adam S. pojawi się na progu. Razem ze swoimi kolegami najechał na ich dom około godz. 10. Na drodze dojazdowej mężczyźni postawili krzyż z napisem: "teren prywatny, wstęp wzbroniony". Po krótkiej rozmowie z Henrykiem Grześkowiakiem ustalono, że mieszkanie ma być opuszczone do końca stycznia. Rozmowę filmowano. Chwilę później właściciel domu powiedział, że musi jednak wykonać mały remont. Zaczął wynosić z domu drzwi. Zaczęła się przepychanka.
Dziecko uciekło do lasu
Mężczyźni towarzyszący Adamowi S. łamali płoty, wybijali okna i zrzucali dachówki. – Brak mi słów. To jakieś bezprawie! – mówi bojący się o swoją rodzinę pan Henryk. – Dzieci płakały wystraszone, gdy mężczyźni szarpali się zarówno ze mną jak i z żoną. Jeden z synów uciekł do lasu. Odkryliśmy też, że "goście" zatłukli nasze dwa psy. Dzieci były przerażone.
Ja tutaj jestem Bogiem
Zdaniem Grześkowiaków, niedzielni goście filmując całą wizytę wyraźnie prowokowali ich do agresywnych zachowań. – Przecież to logiczne, że filmowali, co chcieli, z korzyścią dla samych siebie. Gdy czterech mężczyzn w pokoju z nami rozmawiało, dwóch pilnowało wyjścia. W momencie, kiedy wyważyli pierwsze drzwi i nie mogli poradzić sobie z kolejnymi, z nerwów sam im pomogłem. Ten moment z pewnością jest sfilmowany. Nie jesteśmy bogaci i zdajemy sobie sprawę, że nie mamy szans, by ktokolwiek nam uwierzył – opowiada Henryk Grześkowiak. – Chciałbym jednak podkreślić, że w pełni zdaję sobie sprawę z faktu, że to nie jest już nasz dom i że musimy go opuścić. Cały czas szukamy nowego lokum. Boli nas jednak sposób, w jaki nas potraktowano. Właściciel domu jest rzekomo prawnikiem. Czy wykształcony człowiek tak załatwia sprawy? Adam S. kilkakrotnie podczas tej awantury wykrzykiwał, że to on jest tutaj Bogiem.
Skatowane psy zdechły
Udało nam się skontaktować telefonicznie z Adamem S. Mężczyzna początkowo nie chciał komentować niedzielnych wydarzeń. Potwierdził jednak, że faktycznie był tego dnia w Jastrzębsku, bowiem planuje sprzedać posesję i chce wcześniej uprzątnąć teren. Informacja o zabitych zwierzętach była dla niego szokiem. Tak przynajmniej twierdził.
Grześkowiakowie mają potwierdzenie od weterynarza, zaświadczające, że psy zginęły od bicia tępymi narzędziami. Okrutnego mordu nie zapomni do końca życia chłopiec, który wracając z lasu znalazł zwierzęta. Chłopcem zajmie się psycholog.
Sławomir Mikułko rzecznik prasowy KPP w Nowym Tomyślu
- Policja była na miejscu zdarzenia dwukrotnie. Wczoraj po południu ponownie pojechała do Jastrzębska Nowego grupa operacyjno-dochodzeniowa. Zajmie się ona energicznym dochodzeniem w sprawie zniszczenia posesji i zabicia dwóch psów.
Marzena Nowak