Oskarżony w procesie mafii paliwowej częściowo przyznał się do winy
Tomasz K., organizator sieci spółek
paliwowych, uczestniczących w fikcyjnym obrocie komponentami
paliwowymi, częściowo przyznał się do winy w procesie dotyczącym
tzw. mafii paliwowej, toczącym się przed krakowskim Sądem Okręgowym.
25.05.2005 | aktual.: 25.05.2005 17:39
Oskarżony polemizował z zakresem zarzutów, postawionych mu przez prokuraturę. Przed sądem skorzystał z prawa do odmowy wyjaśnień. Podczas wtorkowej rozprawy sąd odczytywał jego szczegółowe wyjaśnienia złożone w śledztwie. Tomasz K. odwoływał się w ich m.in. do narysowanej przez siebie "struktury pionowej podległych mu firm paliwowych".
Jego działalność polegała m.in. na tworzeniu sieci spółek i nadzorowaniu ich funkcjonowania. Oskarżeni właściciele fikcyjnych spółek, przesłuchani wcześniej przed sądem, nazywali go "pryncypał".
Jak wynika z wyjaśnień, Tomasz K. pracował dla "śląskiego barona paliwowego" Artura K. Jednak szefem - jak wyjaśniał oskarżony - był Jan B. ze szczecińskiej spółki BGM, z którym Artur K. wszystko uzgadniał. Komponenty dostarczane przez BGM były jednak za drogie i grupa, do której należał m.in. Tomasz K. i Artur K., postanowiła kupować je z innego źródła. Jednak: "bez zgody i akceptacji Jana B. nie mogli kupować komponentów u zagranicznych kontrahentów, a nawet gdyby się o to zwrócili, to nikt by im nie sprzedał, bo Jan B. miał u nich monopol na import" - wyjaśniał Tomasz K. Dlatego grupa kupowała na zachodzie komponenty przez podstawionego obcokrajowca. Zysk wynosił 200-300 zł na tonie.
Tomasz K. opisał także rozmowę na stacji benzynowej z człowiekiem podającym się za funkcjonariusza CBŚ, który zobowiązał się, że za 2 mln zł wycofa znalezione u Jana B. tajne dokumenty na temat rozpracowywania mafii paliwowej. "Żałuję, że nie nagrywałem tej rozmowy na dyktafon, gdyż uważam, że mężczyzna ten okradł Artura, z którym się przyjaźnię" - wyjaśniał Tomasz K.
Do takiego wniosku doszedł po lekturze doniesień prasowych, z których wynikało, że mężczyzna choć wziął pieniądze od Artura K., to nie wywiązał się ze zobowiązania. Dlatego sam Tomasz K. zażądał od Artura K. 400 tys. zł za "narażenie na niebezpieczeństwo" poprzez pozostawienie tajnych dokumentów w rękach policji. Jak wyjaśnił oskarżony, pieniądze te dostał.
Tomasz K. opowiadał także o przepływie pustych faktur pomiędzy spółkami, przepływie pieniędzy przez kilka kont dziennie, fałszowaniu świadectw jakości paliwa. "Nie byłbym w stanie zarządzać tak dużą grupą, zagłębiając się w szczegóły" - tłumaczył fakt, że nie pamięta nazwy laboratorium, w którym uzyskiwano świadectwa.
Tomasz K. jest jedenastym oskarżonym wysłuchanym przez sąd. Na ławie oskarżonych w procesie zasiada 18 osób. Wśród oskarżonych znajdują się dwaj "baronowie paliwowi" z największego w Polsce prywatnego importera paliw - spółki BGM: Jan B. i Zdzisław M. - oraz lokalny "baron" ze Śląska Artur K. Dla niego, jak wynika z odczytanych we wtorek wyjaśnień, pracował Tomasz K. Sprawa dwóch pozostałych wspólników została wyłączona do odrębnego wątku śledztwa.
Jan B., Zdzisław M., Artur M. i Tomasz K. odpowiadają za zorganizowanie i kierowanie grupą przestępczą zajmującą się praniem brudnych pieniędzy. Pozostali oskarżeni odpowiadają za uczestnictwo w takiej grupie. Wszystkim zarzucono też liczne oszustwa oraz fałszowanie dokumentów. Według Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie, grupa wyprała blisko 200 mln zł i wyłudziła około 280 mln zł podatku.
Akt oskarżenia w tej sprawie jest częścią największego śledztwa w sprawie tzw. mafii paliwowej, prowadzonego w Prokuraturze Apelacyjnej w Krakowie.