Oskarżeni ws. produkcji amfetaminy: to zemsta bandytów
Proces trzech byłych policjantów z CBŚ,
oskarżonych o przekroczenie uprawnień, ujawnienie tajemnicy i
fałszowanie śledztwa przez skłanianie swych agentów ze świata
przestępczego do produkcji narkotyków - co potem "ujawniała"
policja - ruszył przed stołecznym sądem okręgowym.
Wszyscy oskarżeni nie przyznają się do winy, twierdząc, że to pomówienia i "zemsta bandytów". Grozi im do 5 lat więzienia. Treści wyjaśnień oskarżonych nie poznamy, bo sąd po odczytaniu aktu oskarżenia utajnił proces z uwagi na konieczność ochrony "ważnego interesu państwa".
Na początku rozprawy obrońcy oskarżonych - mec. Wanda Marciniak, Filip Dopierała - chcieli odroczenia procesu i zwrotu sprawy do śledztwa. Mec. Marciniak argumentowała, że prokuratura nie dała jej możliwości odsłuchania nagrań z podsłuchów policyjnych telefonów, które zostały włączone do akt sprawy po zamknięciu śledztwa. Mec. Dopierała chciał odroczenia, bo jeszcze nie zapoznał się z aktami, gdyż dopiero w poniedziałek został obrońcą głównego oskarżonego - Krzysztofa B.
Sąd wniosków nie uwzględnił. Akt oskarżenia został przesłany do sądu przed rokiem i obrona miała wiele czasu na zapoznanie się z nagraniami w sądzie - uzasadniał decyzję sędzia Piotr Gocławski. Formalnie wniosek mec. Marciniak sąd pozostawił bez rozpoznania, jako spóźniony - gdyż można było go złożyć do chwili wywołania rozprawy - później jest on już prawnie niedopuszczalny.
Zarazem sąd stwierdził, że jeśli braki śledztwa ujawnią się w ciągu procesu, będzie mógł zwrócić sprawę do śledztwa, ale w innym trybie. Co do wniosku mec. Dopierały sędzia uznał, że to oskarżony ponosi ryzyko, jeśli ustanawia obrońcę dzień przed rozprawą. Również miał na to cały rok- zakończył sędzia i nakazał prokuratorowi Andrzejowi Ołdakowskiemu odczytanie aktu oskarżenia.
Robert B., ekspert do walki z przestępczością narkotykową warszawskiego CBŚ, wraz z dwoma kolegami Robertem K. i Krzysztofem Ł., odpowiada za przekroczenie uprawnień. Zarzucono im zlecenie założenia w 2004 r. fabryki amfetaminy w Chotomowie pod Warszawą. Nie dowiedziono, by czerpali korzyści majątkowe z tego procederu. Inne zarzuty to ujawnienie gangsterom tajnych informacji i fałszowanie akt śledztwa, przez pisanie w nich np. że Jarosław J., informator CBŚ, z którym współpracował Krzysztof B., został zatrzymany, a jego mieszkanie przeszukano - podczas gdy według prokuratury przeszukania nie było, zaś J. na przesłuchanie przyjechał sam.
Robert B., który wykrył wiele fabryk amfetaminy, jest oskarżony, że sam je zakładał, chcąc wykazać się sukcesami, za co dostawał premie. Po wyprodukowaniu partii narkotyku, B. miał "demaskować" fabrykę.
Według mediów, w CBŚ panuje opinia, że to pomówienie będące zemstą narkogangów. Chłopaki zostali bezpodstawnie oskarżeni przez swoich informatorów, a na ich winę nie ma żadnych materialnych dowodów. To zemsta półświatka, bo zniszczyliśmy jego interesy przynoszące setki tysięcy zł zysku - mówił anonimowy oficer CBŚ. Policjanci sekcji antynarkotykowej poręczyli za kolegów, dzięki czemu odpowiadają z wolnej stopy.
Oskarżeni nie chcieli rozmawiać z mediami na temat tych okoliczności. Powtórzyli, że nie przyznają się do winy.
Akt oskarżenia przygotowała w 2005 r. Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce. Śledztwo przeniesiono właśnie tam, by nie było podejrzeń o stronniczość, gdyż policjanci na co dzień współpracowali z prokuratorami w Warszawie.
Dziś żaden z oskarżonych nie pracuje już w CBŚ. Robert B. i Robert K. przeszli na emeryturę, Krzysztofa Ł. zawieszono. Wnioski obrońcy K. i Ł., mec. Kajetana Królika, o uchylenie im zakazu pracy w CBŚ sąd oddalił.
Na 5 lat więzienia w oddzielnym procesie skazano już 35-letniego Mariusza R., który w 2004 r. z kompanami "wpadł" przy produkcji narkotyku w Chotomowie. Przyznał się on do winy, ale mówił, że był policyjnym informatorem, a "wszystko co robił, było pod bacznym okiem policji", od której dostał 1200 zł. Sąd uznał jednak, że współpraca z policją nie zwalnia od odpowiedzialności karnej.