Osamotnieni w nicejskich okopach
Podczas czwartkowej debaty Sejmu przed
konferencją międzyrządową w sprawie Konstytucji Europejskiej na
salę zawitały postaci z zaświatów - pisze komentator "Pulsu Biznesu" Jacek Zalewski.
Z maja 1939 r. przywołano ministra Józefa Becka - "nie znamy w Polsce pojęcia członkostwa za wszelką cenę", potępiono zaś zwolenników taktyki Neville'a Chamberlaina i Edouarda Daladiera z ich "nie będziemy umierać za Niceę". Do natarcia rzucono także zdeterminowanego Fidela Castro - "Nicea albo śmierć".
Przygotowany przez unijnych potentatów zamach na pryncypia polega na odejściu (od roku 2009) z ważenia głosów w Radzie UE - ustalonego w traktacie nicejskim i przepisanego do traktatu akcesyjnego - na system proporcjonalny, oparty na liczbie ludności. Zasada tzw. podwójnej większości (ZA musi opowiedzieć się połowa państw zamieszkałych przez 60% unijnej ludności) praktycznie uczyniłaby decydentami tylko największą czwórkę: Niemcy, Wielką Brytanię, Francję i Włochy.
Opracowany przez "Puls Biznesu" diagram przypomina, kto został traktatem nicejskim matematycznie pokrzywdzony, a kto stał się jego beneficjentem. Tak się złożyło, że tylko Polska otrzymała dokładnie tyle głosów ważonych, ile by się jej należało zgodnie z zasadami proporcjonalności - stwierdza komentator dziennika.
W czwartek ze zdumieniem usłyszeliśmy informacje strony rządowej, iż za zachowaniem parytetu nicejskiego opowiada się aż... 18 państw. Gdyby tak było, to bez sensu okazałaby się cała wojenna retoryka. Niestety, na dwa tygodnie przed konferencją międzyrządową trwamy w nicejskich okopach osamotnieni. I znikąd odsieczy... - konkluduje Jacek Zalewski.