Organista pod kołami roweru
Pod koniec sierpnia Alojzy Schylling,
organista z Barczewa, został na ulicy przejechany przez rower.
Miał rozbitą głową, przez cztery tygodnie chodził ze złamaną ręką w
gipsie, potem nosił jeszcze specjalną ortopedyczną kamizelkę -
opisuje "Gazeta OLsztyńska".
15.11.2006 | aktual.: 15.11.2006 01:23
Czuł się ewidentnie poszkodowany, ale barczewska policja właśnie z niego zrobiła winnego wypadku. W sądzie grodzkim w Olsztynie 70-letni mężczyzna usłyszał, że idąc ulicą Niepodległości "spowodował zagrożenie w ruchu drogowym", ponieważ "gwałtownie wtargnął przed rowerzystę".
Szedłem ulicą, bo chodnik w tym miejscu w ogóle nie nadaje się do użytku. Obok szły dwie panie, z tym że to ja byłem najbliżej krawędzi chodnika po lewej stronie jezdni. Niczego nie widziałem, usłyszałem tylko, że któraś z kobiet powiedziała "rower", a potem poczułem uderzenie w plecy i straciłem świadomość - opowiadał w sądzie Alojzy Schylling, ciągle zdumiony, że to jego się obwinia o zaistniałą sytuację.
Dostarczył nawet sądowi zdjęcia dziurawego chodnika na ul. Niepodległości, a także swoją kartę informacyjną z pogotowia. I pytał: Dlaczego rowerzysta jechał lewą stroną jezdni?
Tymczasem Tadeusz Ł., który zeznawał w sądzie jako świadek, przedstawił zupełnie inną wersję wydarzeń. Jechałem zgodnie z przepisami, prawą stroną, dawałem sygnał dzwonkiem, lekko hamowałem, a kiedy już omijałem idących, ten pan skoczył na mnie- opowiadał. Mówił, że jechał najwyżej pięć kilometrów na godzinę, rower miał nowy, sprawny, ale nie wyhamował. Pytany przez sąd przyznał jednak, że w momencie zderzenia rzeczywiście był już na lewym pasie jezdni.
Potwierdziła to kobieta, która widziała wypadek z okna pobliskiego domu, a potem ratowała organistę. Dla niej wszystko wyglądało tak, jakby Alojzy Schylling obejrzał się w ostatniej chwili, a potem upadł najechany z tyłu przez rower. Policja pojawiła się na miejscu już po tym, jak karetka zabrała organistę.
Wiadomo, co znaczy prawa ręka dla organisty. Pan Schylling w niedziele daje radę grać na organach tylko podczas wieczornej mszy. Złamana ręka daleka jest od pełnej sprawności, nadal boli, wymaga ciągłej rehabilitacji.
Sąd odroczył sprawę do grudnia - chce przesłuchać kobiety, które feralnego dnia szły obok Alojzego Schyllinga. (PAP)