Opinia publiczna kontra biurokracja
Po wpisaniu słowa ‘korupcja’ w najbardziej popularnej przeglądarce internetowej zobaczymy 82.200 tysięcy haseł, a przy słowie ‘biurokracja’ mamy 30.600 wyświetleń. Opinie jakie możemy tam zobaczyć, są tak różne jak opinie z sądy ulicznej, ale w szeroko rozumianej opinii publicznej możemy bez wątpienia znaleźć jedno przeświadczenie: Wszyscy biorą!
17.05.2005 12:45
Nawet ryby biorą, Pewnie gdyby Chopin żył, też by brał, Każdego można przekupić. Oprócz tego znajdziemy tradycyjne i jakże lubiane Politycy kradną! Biurokracja to cyrk. Po co to wszystko komu. W sumie nie można dziwić się tego typu opinią skoro Polska regularnie króluje na listach Transpracency International w dolnych półkach. Jednak kiedy zadamy już pytanie: Co Pan/Pani zmieniła by w naszym życiu politycznym (także i w biurokracji)? Pojawia się pewne zmieszanie, jasne, że to nie wzięty z ulicy ankietowany ma przedstawić receptę na całe zło, ale warto usłyszeć jego(jej) opinię, a jego(jej) opina zazwyczaj wiąże się ze zdaniem: powinni kierować się prawem, być uczciwi, przy okazji jeszcze ludzcy i jak najdalej od politykierstwa.
Proste, ale mądre. Pytanie jednak czy aby na pewno? Czy wszystkie życzenia można połączyć tak łatwo i czy zawsze wiemy czego tak naprawdę byśmy chcieli i jakie mogą być tego konsekwencje? Wszyscy kradną, administracja źle pracuje, a w środku jesteśmy my.
„Radny kradnie, a całe miasto na dnie...”
Kiedyś Max Weber wyobrażał sobie biurokrację jako hierarchiczną i profesjonalną strukturę, spójną wewnętrznie i opartą na ostro nakreślonych, niezmiennych normach prawa. Pewnie ta lista spodobała by się każdemu przeciętnemu obywatelowi, szczególnie jeżeli dorzucilibyśmy jeszcze do tego uczciwość. Nie dziwi to za pewnie nikogo. Tylko, że od naszej szeroko rozumianej biurokracji chcemy także aby była na wyciągnięcie ręki, ażeby służyła człowiekowi, ażeby była bardziej „ludzka”, a o wiele mniej mechaniczna. Niestety idąc za ciosem, prace Webera trochę już tu nie pasują.
W stereotypowym przekonaniu biurokrata jest ściśle ograniczony przez przepisy, pada ofiarą łańcucha pokarmowego kolejnych, przerzucających papierki urzędników. Powoli, aczkolwiek konsekwentnie, tonąc w górach przygotowywanych przez niego dokumentów, popadając systematycznie w pełną odtwórczość działań, staje się kolejnym białym kołnierzykiem. Najlepiej jeszcze ażeby opisywany urzędnik miał ponad pięćdziesiąt lat, okulary w okrągłych oprawkach i rozprzestrzeniającą się łysinę. W tym miejscu każdy z respondentów przyklaśnie i powie sakramentalne: Prawda! (nic dziwnego, w końcu takie są społeczne stereotypy). Niestety, ale tutaj właśnie dochodzimy do sedna sprawy i konkluzji, przy których Weber już nie byłby taki zadowolony. Bo skoro ludzie domagają się jak najbardziej sprawnego i „ludzkiego” systemu administracji, skoro pragniemy wyjścia naprzeciw, to koncepcje niemieckiego filozofa zaczynają być trochę nieświeże. Próba trzymania się kurczowo ustaw i prawa, niczym plankton polityczny stołków w aktualnym
Sejmie, nie ma dzisiaj prawa bytu, nie tylko ze wzglądu na opinię publiczną, ale (a raczej przede wszystkim) ze względu na samą biurokrację i sposób jej działania. Na pewno systemem biurokratyczny musi być elastyczny i otwarty, gotowy na zmiany i płynny, dostosowujący się do potrzeb „klienta” jak woda do naczynia. Co więc jest potrzebne?
Dlatego też konieczna jest jego współpraca z otoczeniem, z wszystkimi aktorami sceny. Nie tylko z człowiekiem czyli z petentem (chociaż to przede wszystkim), ale także z różnymi NGO’s chcącymi coś robić. Musi znaleźć doskonały sposób komunikacji z wszystkimi zainteresowanymi i uczyć się na własnych błędach, ale także i na sukcesach. Charakteryzować się pełną transparencją, nie tylko jeżeli chodzi o kwestie przekazywania pieniędzy i rozliczania różnego rodzaju przetargów, ale także jeżeli chodzi o samą strukturę organizacyjną i hierarchiczną. Cały sposób organizacji jednostek ma być nie tylko przejrzysty dla interesanta (począwszy od rodzajów formularzy, a skończywszy na ułożeniu korytarzy), ale także i dla samych urzędników. Często zapomina się właśnie o wprowadzaniu kolejnych reform wewnątrz struktur, ażeby miejsce pracy, dla wielu (nie ma się tu co oszukiwać) sfrustrowanych biurokratów stało się po prostu lepsze. Organizując jakąś kampanię z zakresu PR należy pamiętać zarówno o sferze zewnętrznej jak i
wewnętrznej. W biurokracji to drugie często schodzi na dalszy plan. Natomiast takie kwestie jak uczciwość, sumienność czy pracowitość są wręcz oczywiste w biurokracji i powinny zostać już rozpoznane w ubiegającym się o stanowisko kandydacie, podczas rozmowy wstępnej.
Czyżby w takim wyjściu właśnie osiągnęliśmy sukces. Czyżby więc to, bardzo szybkie i pobieżne wyliczenie potrzebnych elementów wystarczyło? Na pewno wystarczy ono naszemu ukochanemu, statystycznemu obywatelowi, który odejdzie usatysfakcjonowany od ankietera, widząc, że jego poglądy zostały wysłuchane i, że ktoś wie jak zreformować biurokrację tak ażeby jemu to pasowało. Ale w rzeczywistości to tylko początek problemów, bo same te zmiany (jakże konieczne) niestety nie wystarczą ażeby nie wpaść w zastawioną na nas pułapkę machiny biurokratycznej.
Panoptikon każdego z Nas
Każdy człowiek odpowiedzialny jest za samego siebie. Człowiek jest z natury wolny i nikt nie może kazać mu robić czegoś, czego on nie chce. Tylko teoretycznie. Bo oto w tym miejscu wkracza administracja i żąda od nas kolejnych numerów i dokumentów. Nieważne jak elastyczna, machina biurokratyczna jest i będzie szła za człowiekiem. Będzie ona nieustannie „śledzić” naszego ankietowanego z ulicy. Ponieważ z zasady taka jest administracja – ciągle się multiplikuje i rozrasta. Czym więcej ludzi w danym państwie, tym więcej biurokratów. Przynajmniej tak wygląda to z punktu widzenia teorii. Pytanie tylko jak bardzo się dana biurokracja rozrośnie. To w konkluzji zależy tylko od człowieka.
Jeremiasz Bentham, kreślił wizję tak zwanego „domu nadzoru”, panoptikonu. Więzienia gdzie przebywający są zniewoleni, ale i w pełni wyręczani przez strażników. Tak naprawdę dzieje się to na własne życzenie (przynajmniej w jakimś stopniu). Tak właśnie działać lubi biurokracja, lubi nas zwabić i kusić jabłkiem „świętego spokoju” w zamian za zaufanie i danie jej wolnej ręki do działania. Biurokracja zdejmuje odpowiedzialność człowieka, a w zamian nakłada kolejne reguły gry na petenta. W Polsce ciągle ma to miejsce i odchodzący w kierunku zachodzącego słońca, pytany na ulicy, w większości przypadków nie zdaje sobie z tego sprawy.
Co można zrobić, oprócz opisywanych wcześniej reform strukturalnych, aby temu zapobiec? Powinno się raczej zapytać – Czy w kraju gdzie ponad 60% ludzi nie chodzi do wyborów, a około połowy nie wie gdzie znajduje się siedziba Urzędu Miasta, zrobić cokolwiek można? Na pewno można, ale nie od razu (jak chciałoby wielu polityków i nie tylko). Ażeby ludzi nie umieścić (wydostać?), z tego swoistego rodzaju panoptikonu, jaki nam tu się rodzi, trzeba zacząć, dzisiaj brzmiącą już śmiesznie i bardzo szkolnie, „pracę u podstaw”. Chodzi mi tutaj konkretnie o pracę edukacyjną, od najmłodszych lat. I nie zdecydowałem się inwestować w młodych dlatego, że jest to modne tylko dlatego, że zawsze przynosi to dobre skutki. Wystarczy jedna prosta sprawa, – promowanie społeczeństwa obywatelskiego. Przecież właśnie to wyzwala ludzi z letargu panoptikonu. Właśnie to jest tym zaginionym i poszukiwanym ogniwem. Ogniwem dzięki któremu, wraz z połączeniu z reformami strukturalnymi, można stworzyć sprawnie funkcjonującą biurokrację. Cóż
nam bo strukturze biurokratycznej z doskonałymi umiejętnościami komunikacji z potencjalnymi „klientami” i pełną elastycznością, skoro nikt nie będzie chciał się z nią komunikować. Zresztą całość systemu edukacji wymagała by w tym miejscu reformy. W każdym wyjściu najważniejsze okaże się być to, że oprócz wiedzy, uczeń także zacznie wierzyć w szeroko rozumiane społeczeństwo obywatelskie. Łatwo powiedzieć.
Panaceum na całe zło?
A na razie pozostaje nam doświadczać tragedii dzisiejszej biurokracji i nieudanych prób jej reform. Opinia publiczna i co za tym idzie przytaczany nam tu wielokrotnie anonimowy ankietowany, pozostaje w konflikcie ze sceną polityczną oraz z samą administracją i całą biurokracją. Bez zmiany w samym społeczeństwie nie osiągniemy upragnionego poziomu biurokracji. Budowa prawdziwego społeczeństwa obywatelskiego da nam szansę (tylko szansę, nie pewność) na, zarówno dobre kadry biurokratów, jak i chcących i korzystających z usług biurokracji ludzi.
A na razie jest jak zawsze...
Łukasz Kujawa