Operacja bezsens
Aż 16,5 miliona złotych wyda Zakład Ubezpieczeń Społecznych, żeby powiadomić listownie trzynaście milionów Polaków urodzonych po 1948 roku o składkach emerytalnych za 2002 r.
16.12.2003 08:11
Żaden z poinformowanych - a jest to co drugi dorosły Polak - nie dowie się jednak, czy składki zostały faktycznie wpłacone! Może co najwyżej sprawdzić poprawność swoich danych. Akurat te informacje dostępne są za darmo u pracodawcy.
Jak dowiaduje się "DZ" od Aleksandry Bełkowskiej z centrali ZUS w Warszawie, wysyłana od wczoraj informacja będzie zawierała dane na temat składki, która powinna być odprowadzona - w ślad za zgłoszeniem do ubezpieczenia. ZUS nie powiadamia jednak, czy wpłynęła. A długi wobec ZUS są gigantyczne. Od 1998 r. zebrało się tego 19 mld złotych - połowa to długi, a reszta odsetki. - Najwięksi dłużnicy to przemysł ciężki, kopalnie, huty - wylicza Aleksandra Wiktorow, prezes ZUS.
W informacji od ZUS powinno być zapisane 19,52% płacy brutto w 2002 r. lub 12,22%, jeśli należymy do II filara, czyli OFE. Zapis nie oznacza jednak, że składki wpłacono. - Składek nie płaci około 25% pracodawców, a w ratach lub po egzekucji długu należność reguluje kolejne 25% - mówi Jacek Frentzel, rzecznik ZUS w Chorzowie.
Ile na konto każdego z nas zostało wpłacone - tego informacja ZUS nie zawiera. Po co więc w istocie taka gigantyczna i kosztowna akcja? Można dzięki niej sprawdzić swoje dane zgłoszone do ZUS: PESEL, NIP, numer dowodu osobistego, adres, wysokość składki, która powinna być odprowadzona. Aby wyliczyć, czy trafiła do ZUS, trzeba samemu dokonać żmudnego obliczenia: comiesięczny wydruk od pracodawcy z wypłatą i składkami porównać z informacją ZUS. Sam Zakład tego za nas nie zrobi. Mało tego - liczy, że sami złożymy u niego reklamację, gdy wykryjemy brak pieniędzy na swym indywidualnym koncie.
Beata Sypuła